Tym razem żony postanowiły, iż ojcowie zabiorą narybek i w sobotę wielkanocną udadzą się do ZOO we Wrocławiu z dziećmi. Określenie "dzieci" to semantyczne nadużycie - jedno ma 13 lat i jest solidnym kawałem samiczki rodzaju ludzkiego o dość niewyparzonym aparacie mowy, a drugie to 12 letni samiec o posturze nikczemnej (ale rośnie i muskuły rozwija) - za to inteligencję i pyskatość ma już rozwiniętą. Do tego ja i kolega - jako dumni ojcowie wzmiankowanego potomstwa.
Zajeżdżamy więc wielgachnym, gwałcącym dziurę ozonową i efekt cieplarniany Land Roverem (totalnie ubłoconym, bo część drogi lasami wiodła) przed wrocławski Ogród Zoologiczny. Zero chętnych, dwie kasy czynne, ale my korzystamy z kasy automatycznej i nabywamy bilet rodzinny - dwójka dorosłych i dwójka dziatwy - modelowa polska rodzina. Siedemdziesiąt zeta poszło... Pan ochroniarz trochę zdziwiony obciął nas wzrokiem, ale na bilecie nie było słowa o pożądanej płci dorosłych. Ostatni raz we wrocławskim Zoo byłem ze 20 lat temu - wówczas rządzili nim ludzie żyjący ze zwierzętami, czyli państwo Gucwińscy. Pamiętałem z tamtej wizyty że wiele do oglądania nie było. Na szczęście coś się zmieniło...
Bywam w warszawskim Zoo dość regularnie i obserwuję zachodzące w nim zmiany - a dokładnie to minimalne zmiany - niemal ich brak. Wrocławskie Zoo wyprzedziło warszawskie o parę lat świetlnych. Przede wszystkim widać kilka solidnie i przemyślanie wykonanych wybiegów dla zwierząt. Absolutnym hitem jest nowy basen dla fok - można je oglądać z góry, jak również przez potężne szyby jak w oceanarium - woda jest krystalicznie czysta. Cudowny widok - foki pływające tuż obok nas - idealnie widoczne - coś niesamowitego. Do tego okno wykonane z półkuli - można wręcz zajrzeć do wnętrza basenu.
Po lewej stronie widać sferyczną szybę do podglądania całego basenu.
Wybieg tygrysów i wilków - rewelacja. Koniec z głupimi kratami i ciasnymi klatkami. Niestety ostatni tygrys padł całkiem niedawno, ale mam nadzieję że Wrocław wkrótce pozyska następcę. Wybieg niedźwiedzi - przemyślany, dopracowany - z rozkoszą się podgląda zachowania zwierząt (a nie tylko ogląda ospałe okazy, nieruchliwe z braku miejsca, przeżarcia i totalnego rozleniwienia).
Widziałem też jak sika nietoperz. Niby pierdoła - no bo jak może sikać? Cóż - wisząc zazwyczaj do dołu główką - jest to dość problematyczne - w końcu nie można nazwać przyjemnością obsikania sobie głowy i klaty;-) Nietoperz rozwiązał problem dość prosto - na czas wydalania przewiesza się z łapek na szczątkowe rączki. Spokojnie pozbywa się produktów przemiany materii i ponownie zawisa głową w dół. W życiu tego na oczy nie widziałem...
Wizyta we wrocławskim Zoo była po prostu niesamowita - cisza, spokój, brak ludzi, możliwość spokojnego oglądania słoni pracowicie obierających z kory gałęzie, koniki morskie karmione krewetkami moczonymi w specjalnych preparatach odżywczych, bawiące się niedźwiedzie, pływające jak pociski foki, przezabawne surykatki - to jest coś czego w tłumie ludzi nigdy nie udało mi się spokojnie obserwować. Nie mogę się doczekać kiedy warszawskie Zoo sprokuruje fokom taki fantastyczny basen jak we Wrocławiu. Oby jak najszybciej - czego fokom z Warszawy życzę...
Fotografia fokarium nie pochodzi ze strony wrocławskiego Zoo, gdyż o dziwo - nie znalazłem na stronie ogrodu ani wzmianki o tym obiekcie. Na szczęście wykonawca inwestycji zamieścił fotografie na swojej stronie - bo ma się naprawdę czym pochwalić. Zdjęcie pochodzi ze strony firmy ZPB PROJEKTOBUD Kępno - gorąco zachęcam do obejrzenia całej galerii fokarium na tej stronie. No i do odwiedzenia prawdziwego obiektu we Wrocławiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz