Sprawę, którą chcę opisać tym razem, zauważyłem już kilka lat temu. Jeśli dobrze pamiętam to w Castoramie. Od tamtej pory rozpełzła się ona po wszystkich chyba marketach. Człowiek który wymyślił ten patent - zasługuje na wieeeelką nagrodę. O co chodzi? O wielkie napisy przy kasach:
"Gwarancja najniższej ceny! Jeśli w innym sklepie kupisz taniej porównywalny produkt, zwrócimy Ci różnicę w cenie."
Napis podlega lekkim różnicom w zależności od sieci handlowej, ale ogólny sens jest taki jak wyżej. Co ciekawe - sklepy internetowe też nie są od tego dowcipu wolne.
Dla stojącego w kolejce do kasy klienta, mającego całkiem pokaźny zasób towarów w wózku, taki napis jest wyraźną informacją o treści:
- to jest zajebisty i uczciwy sklep
- ten sklep dba o mój portfel i nie chce mnie oszukać
- następne zakupy w związku z powyższym - też zrobię tutaj.
Tymczasem w pięknym haśle o dbałość portfela klienta kryje się całkiem spory hak. Otóż warunkiem odzyskania różnicy w cenie jest PARAGON z drugiego sklepu, za zakup takiego samego towaru. I tutaj kryje się genialność hasła. Bo po pierwsze musimy znaleźć w innym sklepie identyczny produkt. W przypadku np. pieczywa - to zazwyczaj niemożliwe (hipermarkety maja własne piekarnie), a nawet jeśli - wrócicie do pierwszego marketu po 6 gr. różnicy na trzech bułkach? Załóżmy jednak że klient kupił coś droższego - np. rower za 359 zł. Kilka dni później, w innym markecie widzi to cudo chińskiej myśli technicznej w promocji za 299 zł. No to 60 złociszy piechotą nie chodzi - można się ruszyć po odzyskanie tej kasy. Tylko że zwrot kasy na podstawie PARAGONU - czyli trzeba kupić drugi rower. A po co mi drugi rower?
Czy to jasne? Obstawiam że żaden sklep, nigdy, nie wypłacił tej różnicy. Chyba tylko w skrajnie rzadkim przypadku, kiedy ktoś potrzebował więcej tego co kupił pierwotnie (np. drugi rower dla żony;-) i chciało mu się pamiętać o takiej możliwości, oraz celowo dobrał identyczny sprzęt. Pamiętajmy że w haśle nie ma informacji na temat oceny identyczności produktu - czy na podstawie napisu na paragonie? Czy na podstawie porównania produktów fizycznie? Kto ma porównywać i oceniać? Czy klient może powołać swojego biegłego? Cokolwiek specyficzna perwersja;-)
Hasło o którym mowa podlega lekkim mutacjom - w jednej sieci ma już w treści, wielkimi literami, napisane że na podstawie paragonu następuje zwrot róznicy. W innej słowa "paragon" nie ma w głównym haśle, jest niżej, pod gwiazdką, drobniejszym druczkiem. Niektóre sieci dopuszczają kilkudniowy okres działania, inne tylko ten sam dzień. Są sieci które obiecują zwrot podwójnej różnicy w cenie - aby pokazać że mocno wierzą w to iż są najtańsze. Owszem, bo nic je to nie kosztuje.
Co ciekawe - hasło pojawiło się też w sklepach internetowych, jednakże tam - w sposób zdecydowanie uczciwszy. Zazwyczaj wystarczy podać link do strony która prezentuje niższą ofertę cenową, aby dostać lepszą ofertę. Na ile poważnie sklepy internetowe traktują to hasło nie wiem, nie korzystałem jeszcze z ich usług. Jednakże brak żądania paragonu, a więc zakupienia drugiej, takiej samej rzeczy jest już pozytywem.
Kończąc dzisiejszą notkę - zachęcam i gorąco namawiam do samodzielnego myślenia. To nie boli;-)
Dla dociekliwych: Tesco i dla równowagi sklep internetowy; BodyBuilding
Zdziwisz sie ale akurat w Tesco sporo ludzi korzysta z tego programu. Informacja o tym co to znaczy "identyczny produkt" jest w regulaminie. Pozatym jak wyobrazasz sobie weryfikacje zakupow z innego sklepu? Zdjecie ma klient przyniesc?
OdpowiedzUsuńNie wierzę w to że ktoś zasuwa do drugiego sklepu, kupuje tam coś taniej (bo po jakiego grzyba mu potrzebne tego samego dnia, to samo co kupił w przykładowym Tesco), odkrywa że w Tesco przepłacił i wraca tam po zwrot różnicy???
OdpowiedzUsuńPrzecież to jest chore.
To może ja się wypowiem. I od razu mówię, że nie wynika to z tego, że mieszkam w KRK :-). Kupiłem płytki, zwane tutaj "flizami". Takie same ale tańsza znalazłem kilka dni później w innym sklepie. Poprosiłem więc o papier z pieczątką, dokładnym symbolem płytek i.... poleciałem do Castoramy. I co? Oddali różnicę bez piszczenia. Więc działa :-).
OdpowiedzUsuńPodobnie postępują Urzędy Celne w Polsce. Ściągasz auto "z zachodu". Podałem wartość identyczną, za jaką nabyłem auto (uczciwie), a Urząd Celny stwierdził, że takie auto w Polsce kosztuje 6 razy więcej, więc cło naliczą mi od wartości rynkowej w PL. Następnie urzędnik dał mi możliwość zaakceptowania wyższego cła lub... powołanie rzeczoznawcy, który stwierdzi, że wartość mojego auta rzeczywiście jest niższa. Więc zgodziłem się na 6 razy wyższe cło, gdyż za rzeczoznawcę też bym musiał zapłacić, a co gorsza musiałbym do UC jeszcze raz zasuwać. DooVDe vs. UC 0:1.
OdpowiedzUsuńPodobny mechanizm stosują też powszechnie towarzystwa ubezpieczeniowe - zaniżają wypłatę odszkodowań zakładając, że mało który człek będzie miał ochotę odwołać się do sądu.
Nie pamietam w którym to markecie, ale mieli dopisek pod tym haslem, że nie dotyczy towaru objetego promocja w innym sklepie. Tzn. np. w Tesco samochodzik kosztuje 10zl, a w Realu identyczny w promocji 8zl, to Tesco ma cie w d4, bo tam byla na to autko promocja.
OdpowiedzUsuńW Leroy-Merlin przy wejściu mają nawet tablicę ile w danym miesiącu wypłacili klientom. Myk jest tutaj jednak inny - najtańsza wiertarka/wkrętarka/wyrzynarka itd. w każdym sklepie "budowlanym" jest pod inną nazwą własną - np w Nomi będzie to Power Plus, w OBI - CMI itd - i mimo, że to ten sam produkt i składany w tej samej fabryce to niestety nie uda się uzyskać na nim "zwrotu różnicy" ;)
OdpowiedzUsuń