Poszukaj w Google...

niedziela, 27 grudnia 2009

Avatar

Wiem że nie jestem w żaden sposób oryginalny. Każdy chyba blog w Polsce po 25.12 będzie miał coś o tym filmie. Podobnie każda gazeta, telewizja, stacja radiowa. Ja obejrzałem go 26 grudnia, w kinie we Wrocławiu, gdzie akurat przebywałem. Oczywiście w 3D, bo w końcu powstał po to aby go tak obejrzeć. Nie będę piał z zachwytu nad efektami - cały ten film to jeden wielki efekt. Klasycznie czepię się paru dupereli, zauważę rzeczy które inni pomijają i posmakuję piękną bajkę.


Początek - przez pierwszą godzinę miałem poważny problem z zagłębieniem się w historię. Nie mogłem zaskoczyć i wejść w film, bo delektowałem się dopracowaniem szczegółów obrazu. Uważnie obserwowałem drugi plan i chłonąłem jego perfekcyjną jakość. Z drobnym zgrzytem. Zgrzytem jednak wynikającym z fizyki, a dokładnie optyki i zupełnie niezawinionym przez reżysera. Otóż ludzkie oko ma właściwość akomodacji, czyli ostrzenia obrazu na przedmiotach w różnej odległości od niego. Dlatego stojąc w parku doskonale widzimy drzewo oddalone o 4 metry i ławkę 40 metrów dalej. W filmie 3D pojawia się czynnik oszustwa. Wydaje nam się że widzimy trójwymiarowo - ale to co jest w filmie nieostre - jest takie naprawdę. Nie możemy wyostrzyć na nim wzroku. To mi trochę przeszkadzało.

Środek - historia jest banalna. Miłość i na jej tle jakaś historia. Mniej lub bardziej patetyczna. Miłość jednak jest genialnym motorem napędowym każdej historii. Również genialnym motorem napędzającym sprzedaż filmu. James Cameron udowodnił to już przy "Titanicu". W "Avatarze" jest tak samo. Piękna historia, trafiająca do serca każdego widza, który nie oczekuje niczego wielkiego poza dobrą zabawą i uniwersalnymi wartościami. Jeśli ktoś szuka w tym filmie trudnych pytań i skomplikowanych odpowiedzi - niech lepiej sobie daruje.

Zakończenie - to już było. Historia, jaką Cameron przepięknie opowiedział, wydarzyła się wielokrotnie na naszym świecie. Jednak chyba u Camerona po raz pierwszy skończyła się szczęśliwie. Historia jakiejś rasy, lub kultury w starciu z białym człowiekiem i jego kulturą - to biały wygrywał zawsze. Czy się to komuś podobało czy nie. Indianie północnoamerykańscy sporo "zawdzięczają" Brytyjczykom, południowoamerykańscy Hiszpanom i Portugalczykom. Ot życie. W "Avatarze" udaje się obcej rasie wygrać z białym, pazernym człowiekiem. Bajka, ale co ciekawe - nakręcona w Hollywood -  gdzie inna rasa przegrała z białymi...

Podsumowanie. Warto. W filmie wykreowano zupełnie obcy świat, z detalami o jakich nawet byśmy nie pomyśleli. Świat szalenie wciągający, zaskakujący, inny od wszystkiego co znamy. Dopracowany, wręcz dopieszczony, bajkowo piękny. Niektórzy mówią że epoka 3D to przełom w kinie na miarę udźwiękowienia filmu kilkadziesiąt lat temu. Może i tak. Może i nie. Ale warto pójść i zobaczyć jak kino na naszych oczach wkracza w kolejny etap swojego rozwoju. Kilka lat temu przeszliśmy na projekcje cyfrową, o czym napisałem tutaj. Teraz pora na krok kolejny i nie można go przegapić. Tym bardziej że film tani nie był i zwrócić się musi;-) W najbliższej gali oskarowej wróżę mu jakiś rekord...

2 komentarze:

  1. Jutro 17:30 idę na seans do Kijowa.
    Obaczym jak to będzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Veni, vidi, odjazd.

    Film technicznie prawie doskonały. Prawie, bo w szybkich scenach okularki chyba nie nadążały z przełączaniem szkiełek. Nie wiem jak to działa technicznie, ale miałem przed oczami milisekundowe stopklatki jak przy nieprawidłowym FPS. Przy spokojnych scenach sam mniód. I orzeszki.

    Pracowałem z ludźmi którzy modelowali zawodowo 3D. Ten film to NIEWYOBRAŻALNY ogrom pracy. Hondę Accord modelował kumpel tydzień żeby jakotako wyglądał. A tu są hektary dżungli - szacun dla tych mrówków co to wykonali.

    Fascynuje mnie realizm tej dżungli. Fascynuje mnie modelowanie twarzy. Żyjące oczy Na'Vi. Piękna robota.

    Scenariusz nie powala, ale i nie odrzuca. Ot prosta historyjka o miłości. Ale ta historyjka niesie przesłanie. Łatwo dostępne dla oglądacza z IQ wyższym niż pomidor. Modne są teraz hasła o ekologii, przyrodzie i takich tam. Tutaj jest ich pełno.

    Ale widzę też przesłanie głębsze. Przesłanie które znakomicie zawiera się w słowach "na terror odpowiemy terrorem". Tylko kto jest znienawidzonym terrorystą możemy się dowiedzieć oglądając ten film.

    Polecam film tym wszystkim którzy szukają w filmie rozrywki. Oderwałem wzrok od ekranu dwa razy w ciągu całego filmu. O dwa razy za dużo.
    Nie polecam filmu tym, którzy będą szukać w nim Sztuki, portretów psychologicznych czy rozbudowanej fabuły. Tego tam nie ma.

    A ja do kina pójdę jeszcze raz. Teraz będę zwracał uwagę na detale obrazu. Historię i jej zakończenie już znam ;)

    OdpowiedzUsuń