Poszukaj w Google...

czwartek, 31 grudnia 2009

Czy to już dno?

Będąc ostatnio w kinie na Avatarze, zostałem zaatakowany obowiązkowym zestawem reklam przedfilmowych. Uważni czytelnicy mojego "słitaśnego blogaska" wiedzą jak bardzo nie znoszę reklam. Oczywiście to że zapłaciłem za bilet 28 zł nie ma dla kina znaczenia. A ja bym zapłacił nawet 40 zł - byle by bez reklam. Jednak nie o tym drobiazgu chciałem napisać. Bowiem zaciekawiło mnie coś innego. W kinie byliśmy większą ekipą, wśród niej zaś kolega żyjący z reklamy. Bezpośrednio się nią nie zajmuje, ale dochody uzyskuje dzięki istnieniu tego elementu gospodarki. Po filmie wywiązała się ciekawa dyskusja na temat jednej z reklam. Zapraszam więc do jej obejrzenia.


Kolegę zachwyciła kasa - czyli budżet reklamowy jaki poszedł na stworzenie tego "arcydzieła". Mnie raczej zdecydowanie zniesmaczyło to, że zmarnowano kupę pieniędzy na nakręcenie sześćdziesięciosekundowego spotu o niczym. Produkcja kompletnie bez sensu, przeładowana fajerwerkami, historyjka rodem z kiepskiego romansidła w którym ojciec nie umie upilnować cnoty córki. No i masa energii psu w dupę.

Reklama ma dwa cele - krótkoterminowy to spowodować zwiększony popyt. Długoterminowy to rozpoznawalność marki. Pierwszy cel w omawianym spocie to sprzedanie produktu modnego, promowanego jako zdrowy, bo bez cukru. Za to posłodzony jakimś chemicznym badziewiem. Można by zareklamować go w sposób bardziej wysmakowany, wywołujący na twarzy odbiorcy uśmiech i zadowolenie. Wymagający od niego nieco zaangażowania aby przesłanie reklamy pojąć. Wybrano metodę prostszą, wywołującą na mojej twarzy uśmiech politowania i uczucie niesmaku. Trochę tak, jakby do zabicia muchy wybrać strzał z armaty. Jest to też komunikat że producent nie ceni zbyt wysoko inteligencji klienta skoro serwuje mu takie barachło rodem z filmów klasy C i D.

Wcale nie potrzeba wielkiej kasy aby skutecznie coś zareklamować. Reklama oparta na grze słów, lub wykorzystująca pewne sytuacje jest znacznie ciekawsza i bardziej zapamiętywana. Oto przykład doskonałej prostoty i świetnego rzemiosła.



Można? Można! Tylko trzeba chcieć. Różnica w odbiorze kolosalna. Różnica w cenie samej reklamy to miliony dolarów. Owszem, podniecanie się budżetami agencji reklamowych jest ciekawe, ale czy na pewno bezpieczne dla nas? Dostajemy towar którego cena jest wypadkową wielu czynników, a sama reklama zaczyna mieć w tym coraz większy udział. Skutek jest taki że nie lubiąc reklam, musimy je oglądać i w coraz większym stopniu finansować. Cała olbrzymia machina marketingowa zaczyna się coraz bardziej napędzać, aby skutecznie dotrzeć do potencjalnego klienta. Do tego dochodzi rozwój techniki filmowej i za chwilę ekrany telewizorów wypełnią techniczne fajerwerki reklamowe. Każda reklama środka na przeczyszczenie będzie zawierała oddział SWAT przetykający czyjś zad za pomocą ręcznego granatnika - aby wywrzeć na widzu wrażenie rewelacyjnej sprawności produktu.

Ja sobie postoję jednak z boku i nadal z żelazną konsekwencją będę oglądał wyłącznie wcześniej nagrane programy. BEZ REKLAM...

5 komentarzy:

  1. Uderz w stół - a nożyce się odezwą. I to odezwą nawet z polskimi znakami bo akurat mają te nożyce chwilę czasu.
    Żyjemy w społeczeństwie konsumpcyjnym. Pracujemy, zarabiamy kasę, którą potem wydajemy w ten czy inny sposób. Chąc - niechcąc jesteśmy częścią marketingowej machiny, która namawia nas do wydania pieniędzy akurat na ten produkt, nie inny. Czy ci się to podoba czy nie - reklama oddziaływuje też na ciebie. Zapamiętałeś jaki spot był wyświetlany przed filmem, ba! zapamiętałeś nawet producenta napoju (ja się pomyliłem) i markę. I o to mój drogi nielubiaczu reklam chodzi. Poznajesz marke, wiesz co to Coca Cola. Super. Pieniądze nie zostały zmarnowane bo Piotr Biegała, pałający nienawiscią do reklam, zwalaczający je nowoczesnymi techno-pudełkami gość ZAPAMIĘTAŁ co też tam Coca Cola sprzedaje pokoleniu jego córki w sklepiku szkolnym. I o to chodzi. Nie każda reklama ma zmusić cię do kupienia danego produktu. Wartość spółki giełdowej wylicza się także w oparciu o takie wskaźniki jak świadomość marki. Ty świadomość marki Coca Coli posiadasz.
    Sprawa ma oczywiście szerszy aspekt; zaobserwuj produkty, które stoją u ciebie w łazience i zapytaj sam siebie, dlaczego akurat one zagościły w twoim antyreklamowym domu. Potem zobacz na jakim oleju smaży Sylwia placka. Jakie masło leży w lodówce… I tak dalej.
    Teraz idę rzucać się śnieżkami z przedstawicielami inteligencji wiejskiej. Jak wrócę - możemy pociągnąć dalej psychologiczny aspekt reklamy nie oddziaływującej na ciebie.
    Do siego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Służę odpowiedzią;-) Otóż Coca Cola Zero to produkt którego unikam tak czy tak. Raz spróbowałem, syf malaria i dziękuję. Żadna reklama nie zmieni tego że do pyska tego frykasa nie wezmę. Za żadne pieniądze. Świadomość marki Coca Cola mam od lat. Wiem o jej istnieniu i korzystam z niektórych produktów, aczkolwiek jako człowiek starszy - mniej niż kiedyś.

    Co do zawartości łazienki - od lat kupuje kosmetyki Adidas. Tak robię od 20 lat i żadna kampania tego nie zmieni. Podobnie jak innych, używanych przeze mnie produktów nie zamienię pod wpływem najbardziej wymyślnej reklamy na inne. Powiem więcej - reklama głupawa, w stylu tej CC Zero - działa na mnie wprost odwrotnie. Bojkotuję produkt. Przez lata noszone dżinsy Big Star, po zapodaniu Dody jako twarzy marki - zniknęły z mojej dupeczki na korzyść Levisa.
    Ot polska złośliwość.

    A nasz nieustająca dyskusja o reklamach niech toczy się między nami na żywo, a nie za pomocą komentarzy przy blogu;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. @chml
    "Nie każda reklama ma zmusić cię do kupienia danego produktu. Wartość spółki giełdowej wylicza się także w oparciu o takie wskaźniki jak świadomość marki." Przepraszam, ale jest to dla mnie klasyczny bełkot w dzisiejszej nowomowie. Nie ma tu mowy o logice, czy zdrowym rozsądku. Rozumiem, że jak Piotr, ma odruch wymiotny na CC Zero i nigdygżyciu jej nie kupi to dobrze i wartość giełdowa firmy CC wzrośnie. No to pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  4. To pozwolisz, że nieco prywaty:
    http://www.youtube.com/user/stalowyszczur
    Same pyszności reklamowe...

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie na studiach (informatycznych) uczono na wykładach z ekonomi, że reklama ma przyciągnąć klienta, a szczególnie jego kase :) I to miało sens. Nie rozumiem jaką wartość ma dla firmy sama świadomość potencjalnego klienta iż firma/marka istnieje, skoro klient z tego powodu nie przekaże części swojej kasy tejże firmie za ich produkty.

    Co do CocaColi - od czasów PEWEXów, gdzie ją można było kupować nie smakuje mi ona. Już bardziej wole Pepsi, choć ostatnio też jest coraz gorsza. Z produktów typu "cola" obecnie najbardziej mi smakuje PoloCola firmy Zbyszko :)

    OdpowiedzUsuń