Poszukaj w Google...

piątek, 24 września 2010

Zbadałem serwis Acer'a

Pisałem już kiedyś o serwisie Lenovo, o serwisie Della, zdaje się że o HP też. Tak się  bowiem składa że u różnych klientów różny sprzęt pracuje - a jak to sprzęt - się psuje... Oszałamiający poziom załatwienia sprawy w Lenovo spowodował że w ogóle przestałem tą markę sprzedawać - nie mam ochoty czekać tydzień na głupią wymianę dysku twardego (dla zainteresowanych notka o Lenovo). Żeby było zabawniej - jeszcze rok temu nie mogłem się doczekać całkowitego przejścia z maszyn Della na Lenovo. Teraz robię dokładnie odwrotnie. Serwis Della bowiem (pomijając kwestie numeru zamówienia i zasilaczy) jest chyba najlepszy z dostępnych. Każda maszyna którą kupuję ma 3 lata gwarancji Next Business Day i przyjeżdża pan serwisant celem naprawy.

Całkiem podobnie jest w HP. Pan przyjeżdża jednak tylko do serwerów i innych maszyn dużego kalibru. Laptopy się wysyła na koszt producenta. Co ciekawe - maszyny z linii biznesowej wystarczy dać kurierowi w postaci niezapakowanej - ma on bowiem specjalny pokrowiec. Bez problemu można też ustalić że wysyłamy laptopa bez dysku twardego (o ile mamy pewność że nie jest on problemem). Laptopa z linii użytkowników domowych trzeba samemu zapakować  w pudełko i zabezpieczyć. Pan kurier nie ma specjalnego pokrowca. To zasadniczo jedyna różnica w jakości obsługi - czas wykonania naprawy jest identyczny.

środa, 22 września 2010

Benelli się popsuł...

Skuter dobija do końca trzeciego sezonu i właśnie wczoraj stuknęło mu siedem tysięcy na liczniku. Z tej okazji postanowił się popsuć. Z napędu wydobywał się pisk jakby ktoś mielił kota. Pisk pojawiał się i znikał, przy różnych prędkościach obrotowych. Momentami kojarzył się z dźwiękiem ślizgającego się paska, ale był bardziej metaliczny. Dotoczyłem się jakoś do domu nie płosząc przechodniów. Rano zebrałem narzędzia i zaatakowałem przeciwnika;-)


wtorek, 21 września 2010

1&1 - co by tu jeszcze spieprzyć panowie?

Wiele dużych, uznanych, zagranicznych firm próbowało podbijać polski rynek. Szczególnie mam na myśli rynek usług okołointernetowych. Przegrał Ebay - który myślał że u nas białe niedźwiedzie po ulicach hasają i zaoferował mocno wykastrowaną wersję swojego portalu - "aby Polacy nauczyli się korzystać z aukcji internetowych". Allegro wciągnęło ich nosem - Polaków nauczyło korzystania z aukcji już kilka lat wcześniej.

Kolejnym wielkim przegranym był AOL - największy amerykański portal internetowy. Jednak nie wytrzymał konkurencji z naszymi portalami - Onet, Gazeta, WP. Były po prostu lepsze, ładniejsze, bardziej dostosowane do naszych potrzeb i przyzwyczajeń. AOL musiał podwinąć ogon i wycofać się...

Nadszedł czas na wielkiego gracza rynku hostingowego - 1&1. Szumnie zapowiedzieli swoje wejście do Polski, wielkie promocje i inne cuda na kiju. Dla klienta to dobrze - bo konkurencja zawsze wymusza jeśli nie obniżkę cen, to poprawę jakości. Jakby nie patrzeć - zyskuje klient.

piątek, 17 września 2010

JamnikGate - czyli komu to przeszkadzało?

Kilka dni temu warszawski ZTM zarządził zrywanie z autobusów niskopodłogowych loga z zielonym jamniczkiem. Oto materiał TVN Warszawa:
http://www.tvnwarszawa.pl/2,2373963,1,1,0,0,wideo.html

W innych miastach jak widać jamniki mają się dobrze. Pewnie nie mają tam ZTM.

Bardzo mnie ciekawi w czyim umyśle najpierw pojawiła się ta znakomita myśl? Dlaczego genialne w swej wymowie logo trzeba usunąć i w jego miejsce nalepić numer taborowy? Numer taborowy jest pasażerowi równie potrzebny jak błona dziewicza prostytutce. Jedyny chyba moment w którym pasażerowi ów numer się przyda, to chwila kiedy autobus go ochlapie i odjedzie - wówczas spojrzy na  numer z TYŁU pojazdu. Zielony jamniczek symbolizował ekologiczność autobusu i jego niską podłogę. Logo ZTM, MZA, logo Zakochaj się w Warszawie, czy numer taborowy - nie informuje o przyjazności ekologicznej pojazdu. O nowoczesności zarządcy transportu, który dba w ten sposób o czyste powietrze w mieście i pieniądze na paliwo. O wszelkich innych "zielonych" aspektach też nie.

Paragraf 22 - czyli Dell i reklamacja

Obraziłem się na Lenovo jakiś czas temu - za serwis gwarancyjny który pracuje jakby był rok 1990 a nie 2010. Pochwaliłem Della za serwis, ale po ostatnich wydarzeniach muszę wsadzić łyżkę dziegciu do beczki z napisem Dell. Otóż firma produkuje wyjątkowo nędzne zasilacze do laptopów. Seria laptopów Latitude D630, zasilacze 65W - dostarczone trzy lata temu - dziś mało który z nich ma jeszcze oryginalny zasilacz. Po dwóch latach pada bateria  i zasilacz - taka promocja. Bateria to jak pamiętam coś około 400 zł, a zasilacz 250. Nowe zasilacze są inne zewnętrznie od starych - płaskie i jeszcze brzydsze. No ale to ma działać, a nie wyglądać, więc można wybaczyć. Zamówiłem więc ze sześć tych zasilaczy w ciągu ostatniego roku. Nie znakuję ich w żaden sposób - daję użytkownikowi i już. 

Wczoraj najwyższa dyrekcja zgłosiła problem z nowym zasilaczem. Problem sfotografowałem dla potomnych. Przyjrzyjcie się zdjęciu. 


To co widać, to wysunięty z tzw. odgiętki przewód. Wewnątrz obudowy powinien być zaciśnięty metalowym pierścieniem, wklejony, lub ułożony w specjalnym "labiryncie". Są to sposoby uniemożliwiające takie wysunięcie przewodu. Ukręcenie wysuniętego przewodu i zwarcie to kwestia kilkunastu dni. Dlatego musiałem działać...