Ponarzekałem ostatnio na Pocztę Polską i listonoszy. Instytucja ta nie próżnowała - mój ulubiony listonosz zostawił mi kolejne awizo, podczas gdy oczywiście byłem w domu. Odbiór poszedł nadspodziewanie szybko i przyjemnie, tym razem nie była to jednak paczka, a pismo z ZUS. Zwrócili mi moje zwolnienie lekarskie L4 celem uzupełnienia danych. Dobrze że jestem jeszcze młody i mam mocne nerwy. Oto bowiem przykład wyjątkowej bezczelności urzędniczej - pacjent na zwolnieniu ma latać i szukać lekarza który wystawił mu zwolnienie na druku zaakceptowanym przez ZUS (i zapewne ZUS owego lekarza stosowną broszurką poinformował jak się ów druk wypełnia). Zdaniem ZUS ja mam wiedzieć czy zwolnienie jest dobrze wypełnione czy źle!
Traf chciał że była akurat środa - jedyny dzień kiedy przyjmuje lekarz który wystawił mi ów kwit. Pojechałem więc do szpitala MSWiA aby móc uzupełnić dokument. Oczywiście próba szybkiego wjazdu do gabinetu spaliła na panewce, musiałem poczekać jakiś kwadrans. Lekarz był wielce zdziwiony, ale uzupełnił brak. Przepraszam jednak nie powiedział. Mając w ręku poprawiony świstek - zadzwoniłem do ZUS na podany w piśmie numer z pytaniem - co dalej? Pani zawinszowała sobie posiąść kwitek pocztą. Zmełłem dźwięczną "kurwę" pod nosem i pojechałem na pocztę. Tam kupiłem kopertę i opłaciłem list priorytetowy i polecony - 4,15 zł poszło. Do tego bilet dobowy za 9 zł - abym mógł eskapadę do szpitala uskutecznić. Czemu to ja mam za to zapłacić że lekarz się zapomniał i nie wpisał - uwaga - daty wystawienia dokumentu? ZUS postępuje tutaj bardzo cwanie - opierając się zapewne na jakimś wewnętrznym przepisie i zwraca L4 do chorego mimo że on nie jest stroną w tej sprawie zupełnie. Ale w pisemku jest napisane - nieuzupełnienie i niezwrócenie - skutkuje brakiem wypłaty zasiłku chorobowego. Gdyby nie to że kasa owa jest mi raczej potrzebna - zwróciłbym niepoprawione zwolnienie do ZUS z informacją żeby mnie w dupę pocałowali i zwrócili się do wystawcy dokumentu. W końcu na owym L4 jest pieczęć szpitala i lekarza. Szpital powinien lekarza do poprawienia pobudzić i potrącić mu z poborów koszt odesłania zwolnienia do ZUS.
Ciekawe co by było gdybym owo zwolnienie miał wystawione np. w innym mieście? Albo nie miałbym złamanego obojczyka (no już zrośnięty), tylko obie nogi? Czy ktoś w tym pieprzonym ZUS ma mózg i go używa, czy też zatrudniają wyłącznie takich co mają tunel powietrzny między uszami? Kto odda mi moje 13 zł? Niby to niewiele, ale chodzi o zasadę. Obywatel jest obciążany kosztami czyjejś niekompetencji - wystarczy że płacę podatki, za jednostkowe przypadki dopłacać nie mam zamiaru. Dlatego sporządziłem pisemko do Wydziału Zasiłków ZUS z żądaniem zwrotu mi 13 zł i 15 gr. Niech się cieszą że żądam tylko tyle - mogłem pojechać taksówką... Jak dostanę odpowiedź - będzie notka.