Poszukaj w Google...

czwartek, 30 lipca 2009

Android i SMS

Drobiazgiem którego zawsze brakowało mi w komórkach z epoki GSM łupanego było wygodne archiwizowanie SMS. Pierwsze telefony (takie dostępne w sklepach jeszcze jakieś 5-7 lat temu) zazwyczaj nie miały w zestawie kabelka do połączenia z kompem (ten potrafił ksoztować nawet ponad 100 zł), wyposażano je w udziwnione złącza i jeżeli się je już podłączyło do komputera, to zazwyczaj telefon służył wyłącznie jako modem. Dopiero rozwój kart pamięci, wzrost mocy procesorów w telefonach i rozwój ich multimedialności spowodował stan dzisiejszy.

Dzisiejsze komórki dostajemy ze złączem miniUSB (koszt kabelka to kilka zł) i mają w zestawie płytkę z aplikacją do obsługi telefonu. Szczerze mówiąc najsłabszą stroną oprogramowania fabrycznego jest jego nieergonomiczność, oczojebność i nie wiadomo po co - skórkowalność. Zamiast napisać coś wygodnego i funkcjonalnego - tworzy się kobylaste machiny które zamulają komputer dziesiątakmi jak nie setkami zbędnych megabajtów. A proste rzeczy robi się w nich trudno;-) 

W przypadku Androida nie ma płytki z żadnym softem - nie jest potrzebny. Wszystko czego potrzebujemy jest w internecie. Kobylastym aplikacjom Google powiedziało stanowcze i dobitne "raczej nie" ;-) Jak więc wygodnie archiwizować SMSy? W jednym z poprzednich wpisów zamieściłem listę ciekawego softu którego warto używać. Jest tam mała aplikacja o nazwie SMS Backup. Nazwa ta oczywiście nikomu nic nie mówi;-))) Jest to program który mógłbym określić wojskowym mianem "odpal i zapomnij" (tak nazywa się rakiety którym pokazuje się cel a potem one już same kontynuują swoją podróz;-).

Jego największą zaletą jest kompletna bezobsługowość. Konfigurujemy tylko swoje konto gmail i reszta dzieje się sama. Czyli każdy SMS jaki przyjdzie, lub zostanie wysłany z telefonu - natychmiast jest wysylany na nasze konto gmail jako email z etykietą SMS. Ot i wszystko. Proste, skuteczne i genialne. Działa bez zarzutu. Oczywiście jak ktoś nie chce - może sobie samodzielnie uruchamiać ów program i ręcznie nakazywać synchronizację. 

Dla osób które irytuje zaś oryginalna aplikacja do obsługi SMS - mam dwa ciekawe zamienniki. Pierwszy to chompSMS zaś drugi Handcent SMS. Obydwa maja podobne mozliwości - poczynając od w pełni konfigurowalnego wyglądu (można nawet ustawić baloons jak w iPhone), wielkości czcionki, czarnej listy i diabli więdza co jeszcze - aż po umiejętność wysyłania i odbierania SMS;-) Drugi z tych programów jest zlokalizowany w pełni w naszym ojczystym języku - więc dla nie władającego mową Szekspira będzie zapewne wygodniejszy;-) Polecam wybrać któryś - są dużo wygodniejsze od systemowego menedżera SMS. Poniżej zrzuty z ekranu ustawień Handcent SMS - jak widać jest to imponująca długością lista, a część opcji zawiera dodatkowe podmenu.




wtorek, 28 lipca 2009

Ebooki

W maju odbyły się kolejne targi książki w Pałacu Kultury w Warszawie. Różniły się od poprzednich dwoma drobiazgami - audio i e-booki. Te pierwsze to coś o czym od lat marzą niewidomi. Tyle że (brutalnie mówiąć) jest ich za mało. Dlatego pomysł wydawania książek czytanych nie jest skierowany do niewidomych, a raczej do zapracowanych biznesmenów, oraz kierowców zawodowych. Jedynie przy okazji do niewidomych. Ale ważne jest że to właśnie oni są najbardziej zainteresowaną grupą użytkowników takich pozycji literackich. 

Drugim elementem jest e-book. Amazon sprzedaje z sukcesem swojego Kindle - czytnik ebooków który jest niczym innym jak wielkim ekranem wykonanym w technologii elektronicznego papieru. Umie toto pobrać książkę z e-sklepu Amazona i wyświetlić ją na ekranie. I to już koniec możliwości. Kosztuje taka zabawka kilkaset dolarów i póki co jest ograniczona do krajów anglojęzycznych. Żeby było zabawniej - jak się niedawno okazało - można zdalnie skasować zakupione książki (no nie do końca zdalnie - one znikają przy kolejnej synchronizacji konta). 

Dlaczego o tym piszę? Bo chcę coś porównać i wykazać. Przygotowanie audiobooka kosztuje i to dość dużo. Trzeba zatrudnić aktora który przeczyta i reżysera dźwięku który obrobi. Powinien być jeszcze realizator, ale w dobie oszczędności... Potem mamy plik elektroniczny ktory zawiera audiobooka. Trzeba dorobić okładkę (projekt i druk), wytłoczyć płytę i w końcu sprzedać towar. 

W przypadku e-booka jest prościej. Wydawnictwo ma książkę do której kupiło prawa wydawnicze. Oczywiście o ile udało się przy okazji kupić prawa do wersji elektronicznej, bo to wcale takie proste nie jest - wydawcy żyją nadal w okolicy roku 1970 i nie do końca zdają sobie sprawę ze współczesnych możliwości. Sztab redaktorów i tłumaczy przygotował ją do procesu drukarskiego. Jeżeli jest to książka bez obrazków - sprawa jest prosta. Wystarczy wybrac opcję Print - wskazać wirtualną drukarkę PDF i po chwili mamy gotowy plik z e-bookiem. Książka ukazuje się w postaci papierowej, oraz za pomocą odpowiedniej platformy - elektronicznej. W Polsce nad taką platformą, podobna do Amazona pracuje nasz Kolporter. Ich propozycja - czytnik za ponad 1200 zł, e-książka za połowę ceny wersji papierowej, do tego w dziwnym formacie i jakieś wypasione zabezpieczenia antypirackie za kolejną kupkę kasy. GRATULUJĘ!!!

Jak wygląda rzeczywistość? Nikt normalny nie wyda ponad 1000 zł za urządzenie które poza wyświetlaniem stron książek nie umie nic! Tym bardziej w dobie smartfonów, z dużymi ekranami i na deser - dotowane przez operatora (lipiec 2009 - Era dotuje G1 - cena 49 zł z dwuletnim kontraktem - z aplikacją darmową jjReader - do czytania ebooków jest wyśmienity). Nikt nie kupi książki elektronicznej za połowę ceny zwykłej. Nikt nie będzie się użerał z zabezpieczeniami i udowadniał że jest legalnym userem. No dobra, ktoś taki się znajdzie. Może nawet kilka osób. Kolporter boleśnie przekona się że to błędne założenia. A dlaczego?

Ano dlatego że nie da się zabezpieczyć książki elektronicznej. Są na świecie ludzie (i jest ich niemało) którzy w dniu premiery wersji papierowej pójdą do księgarni, kupią ją, obetną grzbiet i położą luźne kartki na dwustronnym automatycznym skanerze. Po godzinie, góra dwóch - maja śliczny ebook. Bez żadnych zabezpieczeń w najpopularniejszym formacie TXT. Formacie jaki otworzy każdy telefon komórkowy i komputer, oraz kasa fiskalna. Plik ten ląduje następnie na kilku serwerach i po ok. 24h jego dystrybucja jest nie do zatrzymania. Do pobrania z internetu bez większego wysiłku. Google w odpowiedzi na inteligentnie zadane pytanie dostarczą odpowiedź z linkiem. Wszelkie nowości wydawnicze są w tej postaci dostępne niemal od ręki. 

Na dzień dzisiejszy (data publikacji tej notki) w  internecie jest dostępnych około 12 tysięcy ebooków w naszym ojczystym jezyku. Dwa lata temu było to ok. 2000 tytułów. Skala zjawiska jest potężna i o czymś świadczy. O czym? Zgadnijcie sami i dostosujcie do tego model biznesowy...

Producenci audiobookow - info dla Was. Póki co możecie chrapać spokojnie. Nikt nie będzie męczył się z czytaniem książki do mikrofonu i obróbką tego. Ale nie śpijcie zbyt głęboko. Zabezpieczenie pliku nawet najwymyślniejszym algorytmem przegra z prostym programem - Mega Sound Recorder. Małe toto, chuderlawe, ale potrafi nagrywac cokolwiek przeleci przez głośniki komputera. W tym również legalny, zabezpieczony plik audio. Zapisuje go do mp3 - bez zabezpieczeń. Resztę sobie dośpiewajcie...

I na koniec wróżba. Mamy rok 2009. Obstawiam że za 20 lat książka papierowa przestanie istnieć. Takoż i papierowa prasa. Oczywiście mam na myśli skalę masową. Papierowe wydawnictwa będą rarytasami i produktami niszowymi - tak jak dziś płyta analogowa. Kto nie podąży za zmianami - przegra sromotnie. I doskonale wiedzą o tym wszyscy menedżerowie - tylko że wygodnie im na ich stołkach, więc póki co palcem nie kiwną - dopóki nie będzie za późno...

Android i kontakty

System Android ma cechę, których próżno szukać w Windows Mobile czy systemie iPhone'a. Jest to nieograniczona wręcz "customizacja" - czyli personalizowanie systemu. Możemy podmienić dowolny program na inny - w tym również klienta email, czy aplikację od obsługi kontaktów telefonicznych. Tego nie da się łatwo i naturalnie zrobić w systemach konkurencji - owszem można w nich zainstalować aplikację alternatywną, ale nie da się bezboleśnie odinstalować natywnej. Android pozwala nawet na usunięcie aplikacji Market - która to jest bramą do oprogramowania;-) 

Chciałem dzisiaj napisać o ciekawym zamienniku standardowej aplikacji do obsługi kontaktów i listy połączeń. Jest to program aContacts - do pobrania stąd http://www.cyrket.com/package/kz.mek.aContacts W stosunku do oryginalnego menedżera potrafi wyświetlać kontakty w postaci wyłącznie przypisanych do nich zdjęć. Jeśli zdjęcia nie ma - w ramce pojawia się imię i nazwisko. Ze względu na niezbyt duże rozmiary ramek - dłuższe nazwiska nie mieszczą się i program je obcina.



Nie jest to jednak zbyt duża wada. Jeżeli jednak komuś bardzo przeszkadza - można włączyć wyświetlanie w trybie listy - wówczas imię i nazwisko są obok zdjęcia. Jednak w tym trybie na ekranie mieści się jak widać mniej kontaktów.



Po naciśnięciu "przycisku" abc - możemy szybko zawęzić obszar poszukiwań do osób zaczynających się na konkretną literę. Pewną wadą w tej opcji jest ukrycie przycisków na dolnej belce - trzeba nacisnąć sprzętowy klawisz "cofnij" - trochę to niesystematyczne, ale mam nadzieję że twórca poprawi ten błąd.

Możliwość grupowania kontaktów jest póki co niedopracowana do końca - Android nie ma zaimplementowanej tej funkcjonalności w pełni, mimo że w gmailu kontakty można grupować, to podczas synchronizacji z telefonem - ta informacja nie jest przekazywana (do oryginalnego menedżera kontaktów w telefonie). Co ciekawe - nie są przekazywane grupy utworzone w koncie gmail. Bo jeżeli za pomocą aContacts powołamy do życia grupy w telefonie - są one w pełni synchronizowane z gmailem! Można nimi zarządzać z poziomu telefonu, lub konta gmail. Działa to nie do końca jeszcze poprawnie, są problemy z synchronizacją, ale jest to światełko w tunelu;-)

Bardzo sensownie w aContacts zrealizowano listę połączeń - można jednym kliknięciem przesortować ją według opcji: wszystkie połączenia, wychodzące, przychodzące, nieodebrane. Czytelne ikonki słuchawki informują o statusie połączenia. Brawo! Jeżeli zaś wyświetlimy podgląd szczegółów dowolnego kontaktu - możemy przefiltrować listę połączeń zawężając wyniki do tego kontaktu - jednym kliknięciem.

Ostatnią zakladką jest T9/Dial - tutaj można szybko wybrac numer pod który chcemy zadzwonić. Na zrzucie widać  że zacząłem wpisywać słowo Sylwia - podczas jego wpisywania system wyszukał osoby których imię lub nazwisko zawiera litery SYL. Oczywiście jeżeli moim celem nie było wyszukanie osoby z takimi literami, a tylko zadzwonienie pod znany numer - można to uczynić. To sprytny sposób połączenia wybierania numeru z szybkim wyszukiwaniem. 

Podsumowując - polecam tą aplikację jako wyjątkowo udany i co ważne - równie szybki zamiennik standardowego menedżera kontaktów i połączeń. 

sobota, 25 lipca 2009

Piwko pszeniczne

Coś na rozluźnienie - czyli kilka łyków dobrego piwa. A dobre piwo - to piwo z małego browaru, nie skażone wielkoprzemysłowymi wynalazkami. Czyli żaden Żywiec, czy też Tyskie. Za to dobre piwko pszeniczne. Z pszenicznym piwem jest w Polsce ciekawa sytuacja - otóż ma malutki udział w rynku, mimo że w krajach zachodnioeurpejskich osiąga kilkanaście procent rynku. U nas powolutku przebija się na należne mu miejsce.

Dlaczego ma pod górkę? Głownie z powodu ceny. W Piotrkowie Trybunalskim jest browar Kiper - słynny z produkcji żółtych puszek z piwem Kiepskie. Browar ten ogólnie produkował różne wyroby piwopodobne, ale posiadał też linie produkcyjną dla piw pszenicznych. Linia ta czekała na swój czas. Aż się doczekała - powołano browar Cornelius do życia i wyprodukowano to: http://www.weizen.pl
Całkiem smaczne piwo pszeniczne, początkowo w rewelacyjnej cenie - w detalu poniżej 3 zł za bezzwrotną butelkę.  Cornelius zrobił bardzo udany produkt, który początkowo dostępny był raczej lokalnie. Ponieważ mieszkam w Warszawie, a w Piotrkowie Tryb. bywam czasem - wiedziałem o jego istnieniu, zdegustowałem i zacząłem szukać w Warszawie. Po pewnym czasie znalazłem - w Carrefour - za 5,99 zł. Szczęka mi spadła z wrażenia.
Lubię piwo, ale nie lubię być robiony w wała. Półlitrowa butelka tego piwa, wprost w browarze kosztuje w hurcie 3,09 zł (cena brutto). TAK!!! A Carrefour na pewno kupuje to w takiej ilości jednorazowo że płaci góra 2,60 - 2,70 zł za butelkę (też brutto, więc od tego dolicza jeszcze VAT). Ma więc ponad 100% marży. Nazwać to złodziejstwem to za mało.
Kiedy więc wybierzecie się do sklepu i będziecie dziwić się czemu piwa pszeniczne są tak drogie - znacie już odpowiedź. Piwo to piwo - dopóki nie będzie cygarem skręcanym na udzie kubańskiej dziewicy - składniki i proces technologiczny cenowo są podobne dla piwa typu lager i pszenicznego. No pszeniczne może być droższe od lagera o góra 10%. Reszta to marża producenta i sprzedawcy - po to żeby klient poczuł się elitarnie. I przepłacił przy okazji solidnie...

Android i G1

Jak pochwaliłem sie w poprzednich wpisach - posiadłem G1 w Erze. G1 to pierwszy telefon z systemem operacyjnym od Google - osławionym Androidem. Jako że wcześniej używałem iPhone przez prawie dwa lata - troche bałem się nowego systemu. Głównie chodziło o przyzwyczajenie do obsługi palcem i kilkunastiu fajnych funkcji w iPhone. W sumie diabeł nie okazał się taki straszny, G1 dał się w miarę bezboleśnie oswoić;-) 

Co na plus dla G1? Przede wszystkim to że nie trzeba go łamać jak iPhone. Po prostu system umożliwia bezproblemową instalację oprogramowania i nie musi ono być "błogosławione" przez Google. Dzięki wymiennej karcie pamięci - dostęp do danych jest banalnie prosty - nie trzeba czarować jak w iPhone. Czytanie książek elektronicznych nie wymaga już podłączania się do urządzenia za pomocą sFTP i mozolnego przedzierania przez gąszcz drzewa plików, żeby odnaleźć katalog gdzie można włożyć ebooki. 

Co mnie zaskoczyło? Aktualizacja firmware. W iPhone po podłączeniu go do iTunes (kabelkiem) następowało sprawdzenie czy nie ma nowszego firmware. Jeśli było - pytał czy pobierać i instalować. Paczka ważyła około 200MB, sama instalacja też trochę zajmowała. G1 po wyjściu z salonu Ery miał soft v.1.1 - a w internecie było info że dostępny jest już v.1.5 - instalacja polegała na grzecznym czekaniu. Po około 5 godzinach od odpalenia nowiutkiego G1 - pojawiło się na ekranie info że jest nowy soft i czy instalować. Puknięcie w TAK, 5 minut i już. Soft pobiera się sam, nie obciąża to limitów transmisji GPRS, jeśli telefon jest w zasięgu WiFi - tym szybciej to zrobi. Paczka waży około 60MB. 

Muszę jeszcze wspomnieć o klawiaturze - w iPhone jest tylko wirtualna, wygodna w użytkowaniu, ale zajmująca pół ekranu. W G1 mamy fizyczną klawiaturę i wirtualną - podobnie jak w iPhone. Kiedy trzeba coś wpisać a fizyczna jest zamknięta - automatycznie pojawia się ekranowa. Rozsunięcie G1 powoduje wyłączenie ekranowej. Sam ekran równie dobry jak w iPhone, aczkolwiek mam wrażenie że minimalnie mniej czuły na dotyk. Rozdzielczość taka sama, jednak w G1 fizyczne rozmiary ekranu są minimalnie mniejsze.

Na uwagę zasługuje też w G1 obsługa widżetów. Na ekranie (są 3 wirtualne, w iPhone jest ich 8) można umieszczać ładne gadżety (widżety) informujące o aktualnej dacie, rzeczach do zrobienia, stanie beaterii, itp. Market (czyli Googlowy sklep z aplikacjami) jest pełny rozmaitych programów. Nieco niewygodnie się go przegląda z poziomu G1, ale jest na to sposób - strona www.cyrket.com - to zawartość Marketu do wygodnego przeglądania na zwykłym komputerze. 

Zanim zaczniemy jednak korzystać z cyrketu - wejdźmy do Marketu z G1 i zainstalujmy coś o nazwie:

Barcode Scanner

Po jego zainstalowaniu po prostu odpalamy i "fotografujemy" kod 2D na stronie. Podobnie jak kasjerka w markecie;-) Poniżej lista wyszperanych przeze mnie i wartych uwagi programów na Androida.

Program do backupu SMS
http://www.cyrket.com/package/tv.studer.smssync 
Automatycznie synchronizuje wychodzące i przychodzące sms z kontem gmail - zapisuje je jako emaile z etykietą SMS.

Czytadło do ebooków:
http://www.cyrket.com/package/com.jj.android
Bardzo szybko otwiera pliki txt, obsługuje plznaczki... 

Nawigacja GPS:
http://www.cyrket.com/package/gmb.APP
Umie po polsku...

Liczydło bajtów:
http://www.cyrket.com/package/net.jaqpot.netcounter
Zlicza przetransferowane dane, osobno dla GSM i osobno dla WiFi, ma konfigurowalne  alarmy.

Czytnik RSS z google:
http://www.cyrket.com/package/com.newsrob
Zacny i szybki, współpracuje z googlowym czytnikiem z konta gmail. Czyli całą konfigurację robimy w komputerze, a w G1 wygodnie czytamy.

Rozpoznawacz muzyki:
http://www.cyrket.com/package/com.shazam.android
Odpowiednik MiDoMi z iPhone - slucha 10s tego co leci z głośnika np. radia i zdradza nazwę wykonawcy;-) 

Astronomia:
http://www.cyrket.com/package/com.google.android.stardroid
Pozwala ustalić co to za gwiazda, gwiazdozbiór. Wykorzystuje położenie telefonu w przestrzeni, fajnie się nim sprawdza gwiazdy - wystarczy "popatrzeć poprzez telefon" na wybrany obszar nieba. 

Dzwonki:
http://www.cyrket.com/package/com.hlidskialf.android.tonepicker
Pozwala spersonalizować dzwonki, ustawić dowolne mp3, oraz zmienić dźwięk sms na inny niż istniejące w G1. Trochę dziwnię się go konfiguruje, ale działa...

Podróże:
http://www.cyrket.com/package/com.wikitude
Pokazuje co ciekawego jest w okolicy, pod warunkiem że obiekt ma w Wikipedii podane koordynaty GPS. W Polsce nie ma ich za dużo, ale np. są lotniska i wieże RTV ;-) 

Podróze c.d.:
http://www.cyrket.com/package/com.qype.radar
Wyszukiwarka knajp, pubow, barów, sklepów i diabli wiedzą czego jeszcze. Działa wyśmienicie - czerpie z www.qype.pl 

Podróże c.d. 
http://www.cyrket.com/package/pl.skyman.autobuser 
Polski program - doskonała nawigacja po warszawskiej komunikacji miejskiej. Działa to maleństwo rewelacyjnie. Z czasem ma byc dostępny dla innych miast.

Klient ssh
http://www.cyrket.com/package/org.connectbot
Coś dla adminów - bardzo dobry klient ssh - można konfigurować serwery zdalnie;-)

piątek, 24 lipca 2009

Historia pewnego numeru - cz.4

Teraz napiszę o kilku drobiazgach w tej porywającej historii. Zastanawiam się bowiem co zrobić? Zasadniczo mógłbym rozwiązać umowę z Erą. Bo w umowie o świadczenie usług mam zapisane że przeniosą ten numer, a tego nie zrobili w sensownym czasie. Narazili mnie na stratę 2x80 zł - bo te pieniądze muszę zapłacić Orange jako dwa kolejne abonamenty. Zanim ta zabawa się skończy - może to być jeszcze lepsza sumka. Mogę potem pójść do sądu, nie wiem jeszcze kogo pozwę - możliwe że obu operatorów. Mógłbym też sam wypowiedzieć umowę w Orange - miałbym przynajmniej pewność że jest wypowiedziana - kawałek papieru z pieczątką potwierdzającą wpłynięcie jest lepszy niż elektroniczny przepływ "kompletu dokumentów" pomiędzy operatorami. Ale jeślibym sam wypowiedział umowę - pewnie mój numer przepadłby gdzieś w otmętach...

Na razie sprawę zgłosiłem w UKE - to powinno bardzo pobudzająco podziałać na obu zgrywusów. Mam też  przygotowany plan kolejnych,  złośliwych posunięć - w zależności od tego który operator kłamie - spotka go kara dodatkowa. Jaka? Na razie o tym cisza, wszystko ładnie będę opisywał tutaj.  

I na deser - wczoraj wieczorem zadzwoniło do mnie Orange - zaproponować mi przedłużenie umowy na tym numerze. Dobrze że delikwent z tą propozycją był po drugiej stronie słuchawki a nie obok mnie...

Historia pewnego numeru - cz.3

Nadszedł 20.07, poniedziałek. Wstałem rano, zrobiłem sobie kawę i przygotowałem niezbędne narzędzie - moja tajna broń - Nokia E51 z zainstalowanym oprogramowaniem nagrywającym rozmowy. Nagrywam "w trosce o najwyższą jakość obsługi" mnie jako klienta. 

Na pierwszy ogień Era - BOK się zgłasza, rozmowa z konsulem płatna 1 zł - spoko.  Zgłaszam problem, okazuje się że 10.06 wysłano ów tajemniczy "komplet dokumentów" do Orange i od tamtej pory ślad po nim zaginął. Nikt nie sprawdził statusu bo przecież po co? Klientowi komóra działa? Działa! No to co że na tymczasowym numerze, skoro płaci? No to co że juz dwie faktury mu wystawiliśmy, no to co że obie z błędami, no to co że w umowie ma zapisane że mamy mu przenieść ten numer? 

Dobra, zadzwonimy do Orange i zapytamy co tam u nich. Oczywiście rozmowa też płatna 1 zł - konsul nie siedzi tam na darmo... I co ciekawego się dowiedziałem? Sam cymes - pani konsul po połączeniu stwierdziła że przeniesienie numeru nie doszło do skutku bo nie zgadzał się numer dowodu osobistego. Spytałem czemu się nie zgadzał i z czym? No w kwitach się niezgadza bo Orange ma stary numer z zielonej książeczki, a ja mam nowy dowód (pewnie widziała nowy numer w kwitach z Ery). Spytałem pani dlaczego mam w ichnim systemie stary numer dowodu, skoro dwa lata temu, przy przedłużeniu umowy w salonie oglądali mój nowy dowód? Pani nie wie, ale chętnie poprawi jak podam nowy numer. Podałem. Pani poprawiła i natychmiast stwierdziła że nie dostali żadnych dokumentów od Ery i ostatni kontakt z nimi był 3.06 - podczas pytania o gotowość techniczną.  Zaczęło robić się naprawdę ciekawie.

 Jeszcze jeden telefon do Ery i żadanie wzięcia się do roboty w podskokach. Era obiecała że wyśle monit ponownie. Dobrze... Przy okazji zażądałem zwrotu moich złotówek wydanych na rozmowy z konsulami. Oddali od ręki. Aż się zdziwiłem. 

Nadszedł 22.07 - środa. Wstałem rano, zrobiłem sobie kawę i wyciągnąłem Nokię. Sprawdzimy co tam slychac w mojej sprawie. Najpierw Era - raportują że 21.07 wysłali "komplet dokumentów". No to teraz do Orange - "tak, dostaliśmy dokumenty z Ery i zarejestrowaliśmy je w systemie - 22.07". Dobra nasza, myslę sobie - teraz to już z górki. Poczekam ze dwa dni i zobaczymy co dalej...

Nadszedł 24.07 - piątek. Wstałem rano, zrobiłem sobie kawę i wyciągnąłem Nokię. Testujemy. Telefon do Orange - okazuje się że dostali jednak tylko pytanie o techniczną możliwość przeniesienia numeru. Sprawdzam w Erze co wysłali - twierdzą że "komplet dokumentów". Więc pytam co on zawiera. Po ciężkich bólach okazuje się że zaświadczenie o technicznej możliwości przeniesienia numeru, oraz "standardowe pełnomocnictwo".  Orange twierdzi że licznik wypowiedzenia nie został uruchomiony. Ręce opadają. Era twierdzi że wysłała wszystko co niezbędne, Orange że dostał to co dostał i póki co to nadal jestem ich klientem. Żeby było zabawniej - Orange odwołał się od obowiązku rozpatrzenia wniosku w 24h i ma na to 2 tygodnie. Czyli zabawa może trwać całkiem długo. 

Jeżeli przed 18.08 umowa w Orange nie zostanie skutecznie wypowiedziana przez mojego pełnomocnika - czyli Erę - wystartuje kolejny okres rozliczeniowy. Jeśli zaś przez 18.08 uda się Erze umowę wypowiedzieć - to przeniesienie numeru nastąpi dopiero 18.09. Przypomnę że umowę z Erą podpisałem 3.06 i liczyłem się z czasem na przeniesienie do 18.07. To co wyprawia Orange z Erą woła o pomstę do nieba. Wychodzi na to że przeniesienie numeru potrwa pół roku...

Stan na chwilę obecną jest taki że płacę dwa abonamenty, dwóm operatorom. Nie mogę normalnie korzystać z telefonu w Erze bo mam tymczasowy numer, którego nie chcę propagować, a nie chcę dzwonić z ukrytym numerem. Noszę aktualnie przy sobie trzy telefony (bo jeszcze służbowy) - co jest lekko upierdliwe. 

Historia pewnego numeru - cz.2

Wybór mój padł na Erę. Za 249 dostawałem od nich G1 z abonamentem za 85 zł brutto (czyli 5 zł więcej niż płaciłem w Orange), w którym to mam do dyspozycji 500MB to przetransferowania - w Orange miałem 150MB i jak pisałem wcześniej - zużywałem max 20%.

W dniu 3.06.2009 podpisałem umowę z Erą, na świadczenie usług i przeniesienie numeru z Orange. I tu zaczyna się cała ta wielce wesoła historia. Tego samego dnia Era zapytała Orange o możliwość techniczną, Orange potwierdził że ten numer może uwolnić. Ja dostałem więc od Ery numer tymczasowy, który automagicznie, w odpowiednim czasie ma zmienić się na mój stary numer. Ponieważ operatorzy nasi kochani zabezpieczają się na wszelkie sposoby przed ucieczką klienta - więc faktyczne przeniesienie mojego numeru powinno nastąpić 18.07, a dokładnie po północy tego dnia. Dlaczego dopiero wtedy? Bo 18.06 kończył się okres rozliczeniowy, a od jego końca startuje 30 dniowe wypowiedzenie. Co ciekawe operator nie ma żadnego problemu z wpięciem do systemu nowego abonenta - dopisuje go do najbliższego okresu rozliczeniowego i wystawia mu na fakturze opłatę za x/30 korzystania przed startem okresu. 

Z klientem który jest u nich - nie ma tak łatwo. Trzeba przed końcem okresu złożyć dyspozycję rozwiązania umowy i odczekać 30 dni. Złodziejstwo - w majestacie prawa telekomunikacyjnego. Ale już obiecałem operatorom że o ten zapis powalczę...

Wracając do zagadnienia przeniesienie mojego numeru - 10.06 Era wysłała tzw. komplet dokumentów do Orange. Odbywa się to drogą elektroniczną i właściwie to nie wiem co ów "komplet dokumentów" zawiera. Nadszedł 19.07 - rano spojrzałem na wyświetlacze telefonów - G1 nadal miał numer tymczasowy, a mój numer z Orange - dalej tam był. Co było dalej? O tym w następnym odcinku...

Historia pewnego numeru - cz.1

Jakieś 10 lat temu na rynku GSM pojawił się w Polsce nowy gracz - IDEA. Zasięg miał marny, działał tylko w DCS początkowo, ale miał niezłe ceny i świetny BOK. Stwierdziłem że dam mu szansę i pożegnałem PlusGSM. Idea bardzo mi się przez lata podobała (no tak ze 3-4 lata), ale później zaczęła się staczać z jakością usług. Stopniowo obcinali pewne przydatne funkcje, ograniczali ilość konsultantów w BOK, organiczali godziny pracy BOK, przy przedłużaniu umowy stosowali dziwne sztuczki. 

Chciałem przedłużyć umowę w Orange - miałem abonament który składał się z części telefonicznej i internetowej. Za połączenia głosowe płaciłem 55 zł, zaś za internet 25 zł. W sumie dość sympatyczna kwota 80 zł. Co ciekawe o ile część rozmowną wykorzystywałem do zera, to internetowej raptem 15-20%.  Przy próbie podpisania nowej umowy - okazało się że Orange wogóle nie interesuje mój pakiet internetowy - abonament wynosi 55 zł i od tego policzą mi cene nowego aparatu. Oczywiście te telefony które mnie interesowały nagle osiągnęły cenę 1000 zł. Żeby było zabawniej - tańsze były w Media Markt bez cyrografu;-)  Zazwyczaj kupowałem sobie aparat na wolnym rynku, a od operatora brałem usługi, ale tym razem chciałem konkretny model telefonu w ramach dwuletniej umowy. 

Stwierdziłem że tak się bawić nie będziemy - idę sobie z tej piaskownicy z moim numerem. No i poszedłem... 

Nie miała baba kłopotu...

To mój pierwszy wpis w tym blogu. Bloga założyłem aby w wygodny sposób poinformować szersze grono o tym jak wygląda rzeczywistość telekomunikacyjna w Polsce. Aczkolwiek jeżeli spodoba mi się ta forma - może będę pisał o wielu różnych rzeczach.
Nazywam się Piotr Biegała i zawodowo zajmuję się informatyką. Informatyką od strony praktycznej, czyli pełna obsługa IT dla klientów zewnętrznych. Wcześniej zajmowałem się przez pięć lat lotnictwem wojskowym, ale trochę mnie to zmęczyło;-) Dlatego powróciłem na łono administracji sieciami;-)