Jak pisałem kilka dni temu - Invest Bank przysłał mi najszkaradniejszą kartę kredytową, jaką me oczy kiedykolwiek widziały. Złożenie reklamacji niewiele dało - po 28 godzinach zadzwoniła pani z Departamentu Kart Kredytowych i poinformowała mnie że nie ma możliwości otrzymania innego wzoru karty - wszystkie mają takie obleśne. Jednocześnie w trosce o moje dobro i zadowolenie - zostanę natychmiast poinformowany o wprowadzeniu takiej możliwości przez bank. Czyli klasyczny BiS - Bierz i Spierdalaj. Podziękowałem zatem za informację, podziękowałem również za aktywację karty - nie będzie mi ona potrzebna. Z racji posiadania na niej pewnego zadłużenia, którego nie jestem w tym momencie w stanie spłacić od ręki - trzeba się zastanowić nad operacją która uwolni mnie od obleśnego tulipanka.
Notki o różnych bolączkach dnia codziennego, sposobach radzenia sobie z nimi i optymistycznym spojrzeniu na świat, niekoniecznie przez różowe okulary;-)
Poszukaj w Google...
poniedziałek, 28 lutego 2011
piątek, 25 lutego 2011
Nowa karta kredytowa
Kiedy dwa tygodnie temu rozpoczynałem reformę budżetową w rodzinie, nie przypuszczałem ze będzie tak wesoło i tyle materiału do opisania będzie;-)
Mam na wszelki wypadek kartę kredytową MasterCard w InvestBanku. Używam jej do płacenia za zakupy przez net, doładowywałem tym córce kiedyś komórkę i takie tam drobiazgi. Czasem zdarzało się zapłacić za coś w sklepie, nawet jeden karabinek ASG kupiłem płacąc nią. Karta starożytna, z paskiem magnetycznym. Oczekiwałem właśnie na przysłanie kart z Millenium w ramach nowego konta, o czym pisałem poprzednio, kiedy to skrzynce pojawiła się koperta z InvestBanku z nową kartą. Trochę mnie to zdziwiło, bo stara karta ważna była do sierpnia, ale okazało się ze to wymiana z okazji wprowadzenia kart z chipem. Oczywiście w trosce o bezpieczeństwo klienta.
No więc rozłożyłem kartkę do której karta jest przyklejona i zamarłem. Ujrzałem bowiem to co poniżej.
CO TO JEST? Zad pawiana podczas defekacji? Eksplodująca głowa po trafieniu kulą dum-dum? A może kwiatek? Chyba kwiatek. Taaak, to się wydaje słusznym tropem. To zdaje się róża? Nie - to tulipan. Sprawdzam na stronie InvestBanku, a tam więcej takich szkaradzieństw. Do wyboru mam kartę z "uroczym bobaskiem" - niestety nie znoszę dzieci od dziecka, lub żółte tulipany - nie znoszę kwiatów, oraz widocznego tulipanka - powód ten sam. Nie ma karty dla faceta! Na stronie banku napisali że karta kredytowa InvestBank to: "finansowa niezależność, prestiż, bezpieczeństwo". Jeśli tak wygląda prestiż to ja dziękuję i postoję.
czwartek, 24 lutego 2011
Coś w sam raz dla mnie
Przeglądając pewne forum - natknąłem się na krótki filmik który urzekł mnie tak bardzo, że postanowiłem się nim podzielić z czytelnikami mojego słitaśnego blogaska;-) Oto wspomniane dzieło - koniecznie z dźwiękiem:
Genialna prostota! No i jakże cenna rada dla wielu użytkowników;-) Aczkolwiek z ręką na sercu - nie mogę na swoich narzekać - rzadko się zdarza aby ktoś zadzwonił nie restartując uprzednio komputera. Uczą się;-)
Jak wybrałem bank
Od razu na początku powiem że nie lubię banków. Lubiłem kiedyś jeden, ale kupił go Citibank i zniszczył. Był to Handlobank, czyli bank dla zwykłych ludzi. Założenie wspólnego konta trwało w nim 10 minut, zabierało 4 kartki papieru i od razu dostawało się kartę płatniczą do konta. Dwanaście lat temu. No i dostęp przez internet też był od razu. Później miałem konto w BZWBK. Takie sobie. Nie było systemu online, klient był przypisany do oddziału, zaletą był niezły serwis bankowy dostępny mobilnie przez WAP. Jakieś osiem lat temu żona wzięła sprawy w swoje ręce i zarządziła Raiffeissen. Okropieństwo. Nie mieli wtedy wogóle systemu internetowego, wszystko załatwiało się przez telefon, gdzie pani zadawała sto pytań czy ja to na pewno ja. Później uruchomili elektroniczny dostęp, ale tu już mnie krew zalała i to ja zarządziłem zmianę banku. Padło na LukasBank. Konto zakładało się całkiem sprawnie (ok. 20 minut i jakieś 10 kartek), do konta token - niezbędny do zalogowania się i potwierdzania transakcji, karty przyszły po tygodniu. I do dzisiaj (no to już ze trzy lata) działało to bez zarzutu. Ale nie byłbym sobą jakbym czegoś nie wymyślił;-)
Zachciało mi się karty zbliżeniowej. LukasBank nie oferuje i nie ma zamiaru na razie wchodzić w technologię PayPass, więc trzeba będzie zmienić bank. Sentymentalny przestałem być jakiś czas temu - nie chcecie mi czegoś dać? Nie jesteście jedyni na rynku - do widzenia.
środa, 23 lutego 2011
Windows Seven 64bit i stara drukarka
Dzisiaj krótko - szybkie rozwiązanie problemu, na który się właśnie natknąłem, a w sieci jakoś słabo z informacją było. Zatem notka dla innych nieszczęśników którzy używają systemów 64bit ze stajni Microsoft.
Moja drukarka to Oki 14ex, podłączona za pomocą małego printserverka Dlink do sieci domowej. Po wifi drukuje na niej kilka komputerów - głównie XP, ale również testowy Seven 32bit nie zgłaszał problemów. Dopiero nowy laptop z Seven 64bit powiedział głośno NIE. Sterowniki na stronie Oki pochodzą sprzed 10 lat i niestety nowszych nie ma. W sieci nie natknąłem się na warte uwagi informacje, poza tymi iż systemy 64bit są nowoczesne i trzeba ich używać, a sterownikami do urządzeń się nie martwić, tylko kupić nowe, wspierane urządzenia. A takiego wała... Moja Oki działa bez zarzutu od lat, toner kosztuje 15 zł i dosypuje się go ze słoiczka i jak na moje potrzeby drukarskie jest genialnie prosta, cicha i tania. No i mam drugą na zapas;-)
piątek, 18 lutego 2011
Bileciki do kontroli
Mieszkam w Warszawie już całkiem sporo lat, ale jako zmotoryzowany mieszkaniec z rzadka korzystałem z komunikacji miejskiej. Raz jeden miałem naładowaną do pełna Warszawską Kartę Miejską i dojeżdżałem przez miesiąc do pracy - bo akurat żadnych delegacji nie miałem. Zawsze jakoś tak pechowo się składało że częste wyjazdy służbowe powodowały ekonomiczny bezsens posiadania zakodowanego biletu 30 dniowego. Z drugiej strony - irytowało mnie że nie mogę na WKM zakodować np. 50 sztuk biletów jednorazowych lub czasowych i spokojnie zużywać w miarę potrzeby. Kupowanie biletów w nocy nie należy bowiem do czynności prostych. Co prawda od roku stawiane są automaty biletowe, ale nie jest ich jeszcze na tyle dużo aby móc się na nie zdać. O konieczności posiadania pieniędzy nie wspomnę.
Z powyższych powodów zainteresowałem się jakiś czas temu opcją MPay, ale długa lista kodów do wbijania z klawiatury i brak wsparcia w wygodny sposób ze strony mojego operatora - skutecznie mnie do tego zniechęciły. Dlatego pojawienie się na rynku warszawskim firmy SkyCash spowodowało że przyjrzałem się ich ofercie. Z grubsza patrząc - oferta wprost wymarzona dla mnie. Mogę kupić bilet bez pieniędzy, bez zapamiętywania kodów, bez szukania automatu, lub męczenia kierowcy pojazdu. Wystarcza mi moja komórka. Jest ciekawie - zatem przymierzyłem się do testów.
środa, 16 lutego 2011
PKS mnie zaszokował
Będzie już z 15 lat jak ostatni raz korzystałem z usług PKS. Wtedy jeszcze na drogach królowały Autosany, dość zresztą zmęczone życiem. Świat poszedł mocno do przodu, polskie koleje schrzaniły co tylko się dało, a co robiła w tym czasie komunikacja samochodowa? Równie niewiele - podzieliła się na małe przedsiębiorstwa, sprzedała zbędne dworce, wymieniła tabor na nowszy i usiadła razem do stołu aby się dogadać. Urodzili wspólnie to - http://www.rozklady.com.pl/
Córka do dziadków jechać na ferie miała, a że lat ma już czternaście - to po co ja mam ją wozić, skoro można kurierem, znaczy autobusem wysłać;-) Stąd konieczność skorzystania ze strony do której link dałem wyżej. Wszedłem na nią, strona wygląda obrzydliwie i jest mocno nieczytelna. Pierwszy więc odruch - odrzucenie. Zawiozę młodą autem jednak. Ale po chwili otrzeźwienie - informatyk nie poddaje się tak łatwo. Atak powtórny na stronę - klikam więc w Wyszukiwanie Połączeń - sami widzicie że znaleźć ten link nie jest tak prosto na stronie. To na szczęście było jedyne utrudnienie. Po podaniu przystanków wpisując je z palca - system poprosił o doprecyzowanie ich nazw za pomocą listy.
czwartek, 10 lutego 2011
Pożar w Nokii
Coś o czym mówiłem od dawna wśród znajomych - Szef Nokii: "Nasza platforma stoi w ogniu". Nigdy nie lubiłem telefonów od fińskiego giganta. Zawsze uważałem je za upierdliwe w obsłudze i niewygodne. Szczególnie Symbian w Nokii E51 zalazl mi za skórę. Nazwać ten telefon smartphonem było poważnym nadużyciem semantycznym ze strony Nokii. A teraz sami głośno powiedzieli ze sa w czarnej dupie... Co wiedziałem od lat. Wybór nowego Windowsa też będzie strzałem w stopę (nędzna penetracja rynku i równie nędzne jak Symbian możliwości - brak sensownego ekosystemu). O czym przekonamy się za jakieś dwa lata.
EDIT - post powyższy opublikowałem za pomocą mobilnego Bloggera, czekając w wietnamskim barze na podanie jedzenia. Studiowałem Google Readera i subskrybowane kanały - a tam znalazłem wspomnianą notkę o Nokii. Tak więc mobilny Blogger daje radę, a ekosystem Google wciąga nosem inne;-)
EDIT - post powyższy opublikowałem za pomocą mobilnego Bloggera, czekając w wietnamskim barze na podanie jedzenia. Studiowałem Google Readera i subskrybowane kanały - a tam znalazłem wspomnianą notkę o Nokii. Tak więc mobilny Blogger daje radę, a ekosystem Google wciąga nosem inne;-)
Maska z interkomem
W środowisku ASG od dawna popularne są zestawy słuchawkowe do krótkofalówek, wzorowane na amerykańskich produktach firmy Bowman. Popularnie zwane Bałwanami. Produkowane na potęgę przez Chińczyków, ale niektórzy gracze używają oryginalnych zestawów. Ich poważną zaletą jest wygoda użytkowania i dobra jakość dźwięku, a wadą zestaw gum mocujących system na głowie. Wada robi się poważniejsza w warunkach ASG gdzie stosujemy jeszcze gogle i hełm. Wówczas ilość pasków i gum montażowych staje się imponująca i wymaga starannego przemyślenia kolejności montażu;-) Jeszcze rok temu maski nie były szczególnie powszechne w środowisku ASG - używali ich raczej nieliczni i były to modele paintballowe (albo badziewne plastikowe maski do ASG). Firma Brassguard z Rosji wyprodukowała coś co spowodowało małą rewolucję - maski druciane Stalker.
Maska stalker na mym licu;-)
sobota, 5 lutego 2011
Szybki test Bloggera
Google udostępniło aplikację do wygodnego publikowania na blogu w oparciu o blogspot.com. I chyba koncertowo spieprzyli prosty program. Byłem właśnie w Tesco, kiedy to nudząc się między półkami postanowiłem przestestować mobilne blogowanie. Nie udało się;-( Aplikacja wywalała się przy próbie dodania zdjęcia - zarówno wprost z aparatu, jak i z galerii. Próbowałem ze cztery razy - efektem wymuszone zamknięcie aplikacji. Całe szczęście że nie przepadał przy tym wprowadzony tekst - bo to już by mnie zapieniło do białości - klepanie na małych klawiaturkach do najprzyjemniejszych nie należy.
Główny ekran aplikacji
Ekran z "zawieszonym" wpisem. Nic się nie daje z nim zrobić.
Postanowiłem więc opublikować notkę bez zdjęcia. W końcu po co komu fotka wózka w Tesco z paczką krewetek i piwem? Zatem publikuję - klikam w stosowny przycisk i zaczęło się długie i bezradne kręcenie kółeczkiem. Kręciło się i kręciło z 5 minut. Efekt żaden. Przerwałem to więc restartem telefonu. Po restarcie bez problemu opublikowałem pusty post - taki zupełnie bez tytułu - jak na moje proste oko, to system nie powinien na to pozwolić;-) Mój pierwszy post był na liście jako opublikowany. Tyle że nie było go na blogu. Nie mogę go też usunąć z aplikacji, ani wyedytować, a bez problemu mogę to zrobić z tym pustym. Słowem - poważny fakap. Liczę na to że Google szybko poprawi swój produkt - bo widzę dużą przydatność tej aplikacji do moich celów. Oczywiście wysłałem zgłoszenia przy zwisie aplikacji, mam nadzieję że to pomoże ja poprawić...
Rodzinka w Guglu
Rok temu dałem córce mojej swojego starego iPhone (model z pierwszej serii, ale nadal w doskonałej kondycji i działa bez zarzutu). Dziecko zadowolone było, internet w ramach domowego WiFi hasał, pocztę sprawdzić mogła - w końcu dzisiejsza młodzież posługuje się wieloma internetowymi usługami - dla nich to zwykła codzienność. iPhone rok przepracował w ręku córki i nawet nie jęknął, ale za to jęknęło dziecko - CHCĘ ANDROIDA! Trochę się zdziwiłem, no ale chyba wie czego chce. Zatem pozostało z racji okresu świąteczno-prezentowego - życzenie spełnić.
Jako że potomstwo używało Play na kartę - ograniczyłem wybór do tego operatora. W promocji dostępny był HTC Wildfire, z całkiem zgrabnym abonamentem z pakietem danych. Idealnie. Wycieczka do salonu w pobliżu, pół godzinki, numer przeniesiony do oferty abonamentowej, umowa, podpis itp... Pozostało skonfigurować telefon, objaśnić używanie. Sam proces przeniesienie kontaktów był prosty, bo w iPhone dziecko miało ustawioną synchronizację z usługą Google za pomocą protokołu Exchange. Tak więc po wpisaniu adresu email i hasła - telefon sam sobie pobrał kontakty itp.
Subskrybuj:
Posty (Atom)