W ostatnim wpisie żaliłem się na banki. Szukałem takiego który zrobi mi dobrze, a wymagań nie miałem wcale wielkich - zresztą sami sobie poczytajcie tutaj. Po tym co opisałem poprzednio zwróciłem swe oczy na FM Bank, który na swojej stronie pędzlem anonimowego marketoida wypisuje duby smalone o swej przyjazności dla mikroprzedsiębiorstw. Chwali się indywidualnym podejściem, unikalnym systemem oceny zdolności i innymi górnolotnymi frazesami opisuje swą zajebistość. Poczytajcie zresztą sami te brednie. Jeden telefon do doradcy i warunek 12 miesięcy istnienia firmy jest nie do obejścia, ani przeskoczenia. Nie bo nie i koniec. Obiecywane indywidualne podejście wyparowało zanim się objawiło.
Miałem już wtedy dosyć, a w desperacji człowiek robi różne dziwne rzeczy. Spojrzałem więc na bank z którego kiedyś próbowałem korzystać, ale jakoś mi nigdy nie pasował - mBank. Nie wiem dlaczego, ale jakoś go nie lubiłem. Na stronie napisali że przy otwarciu rachunku można zaznaczyć kredyt w rachunku do 10 tys. zł, czyli tyle ile potrzebowałem. Napisali też że firma nie musi istnieć 12 miesięcy. No sami na to popatrzcie - jak wół stoi. Z ciekawości wypełniłem wniosek o otwarcie rachunku online, zajęło mi to 5 minut. Jak nie dadzą to zamknę równie szybko, co mi szkodzi spróbować. Zaznaczyłem podpisanie umowy w oddziale w pobliskim centrum handlowym. Po zakończeniu wypełniania wniosku - system poinformował mnie że już mogę udać się do owego oddziału. Uczyniłem to niezwłocznie.
Pan w oddziale (taka wysepka w pasażu handlowym) obejrzał uważnie mój dowód osobisty, ale nawet go nie skanował czy kserował. Oddał z uśmiechem, wydrukował w sumie 6 kartek dwustronnie (po 3 dla każdego z nas) i poprosił o podpisanie. Potem dostałem kopertę z tymczasowymi hasłami, wizytówkę, a wszystko to zapakował w zwykłą koszulkę foliową. Zanim dojechałem do domu - dostałem już dwa maile z podziękowaniem za otwarcie rachunku w mBanku i instrukcją logowania. Po zalogowaniu na koncie ujrzałem 9800 zł przyznanego debetu (200 zł to koszt udostępnienia).
I oto cud się stał. Bez prężenia się przed konsultantem w oddziale jaki to jestem prężny i znakomity, bez opowiadania o dochodach i obrotach mojej firmy, bez słuchania że mam wyuzdane wymagania bo KNF pilnuje banków i one nie mogą tego co ja chcę, bez snucia planów o jej przyszłości, bez PITa za zeszły rok, bez dawania pod zastaw domu, bez prezentacji kwitów o niebyciu wielbłądem, bez wyciągu za ostatnie 18 lat z rachunku bankowego w starym banku, bez oświadczenia o byciu zdrowym na umyśle, bez konieczności klękania na bankowych marmurach dzierżąc w drżących dłoniach zaświadczenia z US i ZUS o byciu potulnie i regularnie dojonym przez państwo. Bez tych wszystkich świstków i bez utraty czasu. Cennego czasu. I mam swój upragniony debet w rachunku firmowym. Wszystko zajęło godzinę - od A do Zet. I bez ślicznych wizytówek i tekturowych okładeczek, marmurów, skórzanych foteli i całej tej otoczki mającej wmówić mi że BANK to nie jest byle co... Wyższa kultura bankowości - śmiech na sali...
A zatem drogie Kredyty Rolnicze z odległej Francyi, drogi Banku Millennium rdzennie polskim, oraz niemniej drogi IdeaBanku równie rodzimym. Serdecznie dziękuję Wam za skuteczne podcinanie skrzydeł i podstawianie nogi. Jak widać nie trzeba wcale błagać Was o indywidualne spojrzenie na potrzeby klienta, bo jest bank który potrafi dać mu to czego chce bez jęków i błagań z jego strony. I nawet nie chce żadnego świstka. Rachunki w wymienionych wyżej bankach zlikwiduję do końca tego roku definitywnie. Zarabialiście na mnie - pomóc nie chcieliście - a zatem nie dostaniecie nic. I wiem ze jestem za mały żeby Was to obchodziło dzisiaj, ale takie na ten przykład Apple Inc. też kiedyś było małe, a dzisiaj to ono wybiera z jakim bankiem rozmawia. Historia lubi zaskakiwać.