Poszukaj w Google...

czwartek, 14 stycznia 2010

Efektywne zakupy

Nie wiem jak Was Drodzy Czytelnicy, ale mnie cholerycznie wpieniają zakupy w marketach maści wszelakiej. Przy czym im market większy, tym bardziej drażniący. Zaczynając od próby zaparkowania na idiotycznie zaprojektowanym parkingu (pomijam sam wjazd nań), poprzez długi spacer przez piętra i poziomy molocha, aż po dotarcie przed kasy, obok których zazwyczaj jest wejście. Rząd kas jest długaśny, a wejście na salę sprzedażową tylko jedno. Biada temu kto nie orientuje się w danym centrum i wejdzie nie od tej strony. Czeka go radosny spacer wzdłuż ciągu kasowego, często po to aby odkryć że nie ma wózków przy wejściu. Spuszczam zasłonę na ciąg dalszy, zakładam że wózek już mamy i wchodzimy przez bramki do królestwa zakupowego rozpasania. Pierwszym elementem który widzimy jest potężny "korytarz" zastawiony najrozmaitszymi duperelami, z wielkimi napisami - Okazja, Promocja, Musisz to mieć, itd. Fachowcy od sprzedaży (tak, są takie dyplomowane darmozjady) nazywają to miejsce "strefą dekompresji". Tutaj masz się kliencie poczuć malutki i Twój pusty wózek to zbrodnia przeciw sklepowi, ale sklep idzie Ci na rękę i te superatrakcyjne produkty stawia w drzwiach. Żebyś chamie miał wygodnie.

Spora część nieszczęśników dokonuje tutaj pierwszej serii zakupów. Zazwyczaj głupich, chyba że przypadkiem jest wśród wystawionego towaru to, co im akurat potrzebne. Po zdekompresowaniu zaczyna się dalsza część horroru. Pierwszym dowcipem, jaki sklep regularnie serwuje swoim stałym klientom jest cykliczne przetasowanie towarów między półkami. Bo stały klient wie gdzie leży to czego potrzebuje i nie łazi po całej powierzchni handlowej. Dlatego co jakiś czas sklep umila mu życie robiąc nieduże przemeblowanie.

Drugim, wyjątkowo wkurwiającym zagraniem jest blokowanie przejść. Robi się to na różne sposoby. Można wystawić na środku alejki ze dwie palety z czymś w promocji, lub czymś co ma być wyłożone na półkę, tylko że operator który miał to zrobić gdzieś poszedł i tam skonał. Zdarza się też zostawienie potężnego druciaka na kartony, stojącego na palecie. Ostatnią metodą jest wystawienie stanowisk promocyjnych i/lub luzem stojących laseczek promujących to i owo. Oczywiście nie mają pojęcia co promują, jakie to ma właściwości - nieeee, co to to nie. Mają się uśmiechać i zapraszać do promocji, lub degustacji. Manekiny takie...

Trzecim elementem wpieniającym klienta jest muzealne podejście innych klientów do zakupów. Ma się wrażenie że spora część kupujących (robiących zakupy lub udających że to robią) zachowuje się jakby była sama w muzeum pełnym fantastycznych zbiorów. Stanie taka łajza w przejściu, wózek zostawi w poprzek alejki i bezmyślnie wlepia gały w etykietę soku z banana. Przejść nie ma jak, ładne powiedzenie "przepraszam" albo ginie w ogólnym hałasie, albo jest pomijane. Krew mnie zalewa. Zazwyczaj po jednym "przepraszam" tonem normalnym, drugie wygłaszam głośno, wprost do ucha "kustosza".

Pod koniec zakupów mamy pełny wózek towaru, a czeka nas jeszcze walka z kasą. Jest ich często nawet 50, z czego działa zazwyczaj połowa. To też celowy zabieg sklepu - po to żeby klienci z nudów jeszcze dobrali trochę dupereli z półek przed kasami. Mogą też coś sobie przypomnieć i po to pójść. Pełna obsługa kas w wielkich marketach to rzadkość (zdarza się w okresie świątecznym). Przy kasie czeka na nas jeszcze jedna pułapka - to oczywiście współkupujący. Zawsze trafi się jakaś sierota która nie potrafi sensownie ułożyć produktów na taśmie przed kasowaniem i potem ma problem z ich spakowaniem do siatek. Albo przypomni sobie że nie zabrał z domu toreb i musi je dokupić. Albo zapomniał portfela. Normą też jest niewchodzący kod, uszkodzone opakowanie, koniec rolki w drukarce, niedziałająca karta płatnicza.

Pozostaje dopchać wózek do auta, wrzucić siaty do bagażnika, pokonać wyjazd z parkingu (kierując ciepłe słowa obiecujące gwałt analny dla jego projektanta i budowniczych) i dotrzeć do domu. Dwie godziny w plecy.

Tyle tytułem wstępu;-) Odkąd dorosłem i sam robię duże zakupy raz w tygodniu - starałem się zoptymalizować czynności z nimi związane tak, aby osiągnąć oszczędność czasu i energii. Używałem toreb własnych zanim komuś przyśniło się wprowadzenie "ekologicznych torebek" i zarobienie kasy na tym co kiedyś było gratis. Teraz podzielę się swoimi osiągnięciami w dziedzinie wygodnego robienia zakupów.

Po pierwsze lista. Zawsze lista. Lista musi być. Nie jest ona sztywnym spisem, można dokupić coś ekstra, chodzi o to żeby czegoś nie zapomnieć. Chodzi też o to żeby w oparciu o swoją wiedzę o lokalizacji produktów w odwiedzanym najczęściej sklepie - zaplanować sensowną, energooszczędną marszrutę. Oczywiście należy wziąć poprawkę na przemeblowanie;-)

Po drugie sklep. Proponuję porzucić duży market z centrum handlowym na rzecz czegoś mniejszego. Ja wybrałem Lidla. Mam do niego trochę dalej, ale szybszy dojazd, mniej błądzenia po wielkim parkingu, często parkuję pod samym wejściem bo są miejsca. Mały market jak Lidl nie kusi masą sklepów dodatkowych, "kawiarenek", butików, a pozwala kupić podstawowe produkty szybko i sprawnie. Nie ma w nim gigantycznego wyboru, początkowo człowiek się nieco gubi bo widzi towary nieznane, ale zaręczam że już trzecia wizyta jest całkiem normalna i przyjemna;-) Oprócz Lidla jest jeszcze Aldi i parę innych tego typu niedużych marketów. Biedronkę omijam szerokim łukiem ze względu na małą ilość kas - bowiem Biedronka nie budowała swoich własnych sklepów, a tylko adaptowała różne budynki.

Po trzecie myślimy. Wchodzimy do sklepu z listą oraz wózkiem i napełniamy go potrzebnymi produktami systematycznie i po kolei. Tak planujemy zakupy aby nie wracać tam gdzie już byliśmy. Bierzemy też pod uwagę miejsca gdzie można zostawić wózek. Po to aby nie pchać go cały czas, przez wszystkie alejki. Stawiamy go w dogodnym miejscu i donosimy do niego produkty. Potem przestawiamy w kolejne miejsce i kontynuujemy.

Po czwarte - wykładając towar na taśmę stajemy przed wózkiem. Od tej strony jest niższy. Rozśmieszają mnie paniusie mające 1,60 m wzrostu i próbujące sięgnąć coś co położyły na przodzie wózka a teraz pchają go przed sobą w wąskim gardle przy taśmie kasy. Kolejnym ważnym elementem jest właściwe ułożenie produktów na taśmie. Elementy najcięższe (np. zgrzewka wody mineralnej, napoje w butelkach, parę kilo cukru) stawiamy jako pierwsze, dalej te lżejsze, a najlżejsze na końcu. Kiedy towary przejdą przez kasę - stawiamy je do wózka od strony rączki - tak aby wózek najcięższy był przy niej. Dlaczego? Nie powiem - zróbcie prosty eksperyment na najbliższych zakupach - włóżcie dwie zgrzewki wody mineralnej na przód wózka i spróbujcie nim sprawnie manewrować;-) Absolutnie nie pakujemy produktów w nic. Żadne torby i siateczki, po prostu wkładamy z powrotem do wózka. W czasie oczekiwania można też przygotować portfel, czy kartę płatniczą, po to żeby później jej nie szukać. Płacimy i znikamy kasjerce z oczu.

W bagażniku samochodu (lub w kieszeniach jeśli przyjechaliśmy zbiorkomem) mamy torby. Spokojnie bez pośpiechu, z głową układamy produkty w torbach, tak aby było wygodnie je nieść. Bardzo niegłupim pomysłem jest posiadanie wózka z kółkami w bagażniku. Są dostępne rozkładane w różnych sklepach. Szczególnie przydatne dla mieszkańców osiedli z windami z parkingu, lub takich którzy z parkingu maja kawałek do domu. Po co targać toboły w rękach?

Sumarycznie czas poświęcany na zakupy spadł o połowę. Powyższe metody bardzo dobrze się sprawdzają, a rezygnacja z dużego marketu to oszczędność czasu i pieniędzy całkiem wymierna. Tygodniowe wydatki spadły o dobre 30%, a zaoszczędzony czas zużywam wedle uznania;-)

3 komentarze:

  1. Cudowne jest to twoje pragmatyczne podejscie do zycia :-) Ja nigdy nie robie listy. Kupuje mase niepotrzebnych rzeczy. Ide na zywiol. Nienawidze duzych sklepow ale lubie obserwowac w nich wysilki roznych marketocudakow starajacych sie wcisnac mi to i owo na przerozne sposoby. Wiesz ze wywieszenie wzdluz jednej alei napisu PROMOCJA powoduje wzrost sprzedazy z tejze alei o prawie 30 procent? Czlowiek to jednak glupie zwierze. Omijam alejki z napisem PROMOCJA. No chyba ze akurat makaron trzeba. Albo ryz.
    Jednak najgorsze dla mojego portfela nie sa wiktualy a wizyty w pewnym malym sklepiku z muzyka... Jest tam taki sprzedawca, ktory zna sie na rzeczy. Zawsze zostawiam pare(set) zlotych za duzo w tym sklepie. Bez promocji, reklamy, woblerow i podwieszek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oba ręcami się podpisuję :-) Też robię listę. Testuję tudzież wózek zanim go załaduję. Prócz tego przeliczam stracony czas wg mojej "roboczogodziny" i tak obliczam, czy mi się "opłaca" kupować gdzieśtam.
    P.S. Ja jeszcze klnę pod nosem jak widzę ludzi "ćwiczących manewry" na parkingu sklepowym. Zazwyczaj mówiąc... Co za [tu pada "najstarszy zawód świata" lub "ozdoba w formie zwisającego pędzla, np. ze sznurka, nici"]...

    OdpowiedzUsuń
  3. chml - ja też z rozkoszą obserwuję wysiłki marketoidów, merchandiserów i reszty tego tałatajstwa. Olewam je bo i tak kupię to uważam za dobre i wypróbowane. Jedyne momenty kiedy można mnie złowić są wtedy jak coś co znam od lat znika z rynku, albo dramatycznie obniża jakość. Wtedy szukam czegoś zastępczego. W innym wypadku - bez szans;-)

    A za dużo kasy wydaję na co innego;-) Też bez promocji i bannerów;-)

    OdpowiedzUsuń