Wiele dużych, uznanych, zagranicznych firm próbowało podbijać polski rynek. Szczególnie mam na myśli rynek usług okołointernetowych. Przegrał Ebay - który myślał że u nas białe niedźwiedzie po ulicach hasają i zaoferował mocno wykastrowaną wersję swojego portalu - "aby Polacy nauczyli się korzystać z aukcji internetowych". Allegro wciągnęło ich nosem - Polaków nauczyło korzystania z aukcji już kilka lat wcześniej.
Kolejnym wielkim przegranym był AOL - największy amerykański portal internetowy. Jednak nie wytrzymał konkurencji z naszymi portalami - Onet, Gazeta, WP. Były po prostu lepsze, ładniejsze, bardziej dostosowane do naszych potrzeb i przyzwyczajeń. AOL musiał podwinąć ogon i wycofać się...
Nadszedł czas na wielkiego gracza rynku hostingowego - 1&1. Szumnie zapowiedzieli swoje wejście do Polski, wielkie promocje i inne cuda na kiju. Dla klienta to dobrze - bo konkurencja zawsze wymusza jeśli nie obniżkę cen, to poprawę jakości. Jakby nie patrzeć - zyskuje klient.
Notki o różnych bolączkach dnia codziennego, sposobach radzenia sobie z nimi i optymistycznym spojrzeniu na świat, niekoniecznie przez różowe okulary;-)
Poszukaj w Google...
wtorek, 21 września 2010
piątek, 17 września 2010
JamnikGate - czyli komu to przeszkadzało?
Kilka dni temu warszawski ZTM zarządził zrywanie z autobusów niskopodłogowych loga z zielonym jamniczkiem. Oto materiał TVN Warszawa:
http://www.tvnwarszawa.pl/2,2373963,1,1,0,0,wideo.html
Bardzo mnie ciekawi w czyim umyśle najpierw pojawiła się ta znakomita myśl? Dlaczego genialne w swej wymowie logo trzeba usunąć i w jego miejsce nalepić numer taborowy? Numer taborowy jest pasażerowi równie potrzebny jak błona dziewicza prostytutce. Jedyny chyba moment w którym pasażerowi ów numer się przyda, to chwila kiedy autobus go ochlapie i odjedzie - wówczas spojrzy na numer z TYŁU pojazdu. Zielony jamniczek symbolizował ekologiczność autobusu i jego niską podłogę. Logo ZTM, MZA, logo Zakochaj się w Warszawie, czy numer taborowy - nie informuje o przyjazności ekologicznej pojazdu. O nowoczesności zarządcy transportu, który dba w ten sposób o czyste powietrze w mieście i pieniądze na paliwo. O wszelkich innych "zielonych" aspektach też nie.
http://www.tvnwarszawa.pl/2,2373963,1,1,0,0,wideo.html
W innych miastach jak widać jamniki mają się dobrze. Pewnie nie mają tam ZTM.
Bardzo mnie ciekawi w czyim umyśle najpierw pojawiła się ta znakomita myśl? Dlaczego genialne w swej wymowie logo trzeba usunąć i w jego miejsce nalepić numer taborowy? Numer taborowy jest pasażerowi równie potrzebny jak błona dziewicza prostytutce. Jedyny chyba moment w którym pasażerowi ów numer się przyda, to chwila kiedy autobus go ochlapie i odjedzie - wówczas spojrzy na numer z TYŁU pojazdu. Zielony jamniczek symbolizował ekologiczność autobusu i jego niską podłogę. Logo ZTM, MZA, logo Zakochaj się w Warszawie, czy numer taborowy - nie informuje o przyjazności ekologicznej pojazdu. O nowoczesności zarządcy transportu, który dba w ten sposób o czyste powietrze w mieście i pieniądze na paliwo. O wszelkich innych "zielonych" aspektach też nie.
Paragraf 22 - czyli Dell i reklamacja
Obraziłem się na Lenovo jakiś czas temu - za serwis gwarancyjny który pracuje jakby był rok 1990 a nie 2010. Pochwaliłem Della za serwis, ale po ostatnich wydarzeniach muszę wsadzić łyżkę dziegciu do beczki z napisem Dell. Otóż firma produkuje wyjątkowo nędzne zasilacze do laptopów. Seria laptopów Latitude D630, zasilacze 65W - dostarczone trzy lata temu - dziś mało który z nich ma jeszcze oryginalny zasilacz. Po dwóch latach pada bateria i zasilacz - taka promocja. Bateria to jak pamiętam coś około 400 zł, a zasilacz 250. Nowe zasilacze są inne zewnętrznie od starych - płaskie i jeszcze brzydsze. No ale to ma działać, a nie wyglądać, więc można wybaczyć. Zamówiłem więc ze sześć tych zasilaczy w ciągu ostatniego roku. Nie znakuję ich w żaden sposób - daję użytkownikowi i już.
Wczoraj najwyższa dyrekcja zgłosiła problem z nowym zasilaczem. Problem sfotografowałem dla potomnych. Przyjrzyjcie się zdjęciu.
To co widać, to wysunięty z tzw. odgiętki przewód. Wewnątrz obudowy powinien być zaciśnięty metalowym pierścieniem, wklejony, lub ułożony w specjalnym "labiryncie". Są to sposoby uniemożliwiające takie wysunięcie przewodu. Ukręcenie wysuniętego przewodu i zwarcie to kwestia kilkunastu dni. Dlatego musiałem działać...
środa, 25 sierpnia 2010
Historia o kabelku
Kupiłem kiedyś pendrive - zgrabny i malutki PQI - wysuwany z obudowy. Może nieco zbyt pedalski, z łańcuszkiem, ale za to poręczny. Taki dokładnie:
Fotka ze strony http://www.pamieciusb.pl/7101.html
Działał wyśmienicie, ale rozpadła się obudowa - została tylko płytka samego pena - zbyt mała i niewygodna w noszeniu (ryzyko zgubienia w ciągu 5 minut). Trzeba było coś z tym zrobić. Poszperałem w necie i znalazłem przepis na zrobienie dość zabawnego, bardzo geekowskiego pendrive.
poniedziałek, 26 lipca 2010
Warszawa z innej perspektywy
W sobotę miałem okazję zobaczyć Warszawę z niezwykłej jak dla mnie perspektywy - z pokładu kajaka na Wiśle. Wszystko to dzięki Fundacji KiM która pozyskała dofinansowanie od miasta na projekt pod hasłem " Warszawiaku popływaj w kajaku !" Strzał w dziesiątkę, przynajmniej jak dla mnie, ale z tego co widziałem na twarzach innych uczestników - też byli zachwyceni. Żyjemy obok Wisły na co dzień, przejeżdżamy nad nią mostami, nie zbliżamy się zbytnio do rzeki bo brudna i kąpać się nie wolno. Do tego nie bardzo jest gdzie poleżeć nad rzeką, bo ładnych plaż brakuje (w tym roku miasto stanęło na wysokości zadania i plaża po praskiej stronie jest). Dlatego pomysł aby ludzi po prostu wsadzić w kajak - jest znakomity.
sobota, 24 lipca 2010
Motorola próbuje sobie strzelić w stopę
Motorola to niezwykła firma - od kilku lat produkuje piękne telefony o beznajdziejnym oprogramowaniu. Wyjątkiem okazał się flagowy model - Droid (w Polsce znany jako Milestone). Zastosowano w nim system operacyjny Android i był to strzał w dziesiątkę. Motorola sprzedała masę urządzeń i nabrała apetytu na jeszcze. Stworzyła więc na kolanie ulepszoną wersję Droida (3 zmiany na krzyż, prawdziwych byków i tak nie poprawili) i wprowadziła do produkcji. Aby napędzić sprzedaż nowego cacka w Europie - 22 lipca ogłosili że wahają się czy wprowadzić aktualizację Androida do najnowszej wersji 2.2 dla starego Droida. Żeby w pełni odczuć dowcipność tego postępowania trzeba wiedzieć że amerykański Droid dostał aktualizację do 2.2, oraz ma nie blokowany bootloader, dzięki czemu można mu wgrać dowolny ROM. Europejska Milestone nie ma tak dobrze - bootloader jest zablokowany. Motorola spodziewa się że europejczyk który kupił pół roku temu Milestone, licząc na rozwojową platformę - wyrzuci swą zabawkę i poleci do sklepu po nową. No to się przeliczy. Przynajmniej w Polsce. Jeśli Milestone nie dostanie Androida 2.2. to cienko wróżę Motoroli na polskim rynku w przyszłości. U nas łatwo jest podkurwić klienta tak, aby się śmiertelnie obraził po wsze czasy. I wcale nie jestem w tym wyjątkiem...
piątek, 16 lipca 2010
Granat ASG - uzupełnienie
Zrobiłem już dobrze ponad setkę granatów zawleczkowych i trochę zmodyfikowałem ich konstrukcję. Zmianie uległa zawleczka i chcę się tą konstrukcją podzielić.
Zrezygnowałem z wykonywania jej w całości z taśmy zbrojonej i zastosowałem plastik z butelek PET. Aby wykonać taką zawleczkę należy najpierw wybrać najbardziej odpowiednią butelkę. Musi dać się ona bez problemu zszyć zszywaczem biurowym przy podwójnym złożeniu. Moje badania wykazały że idealne są butelki od wody mineralnej, natomiast od napojów typu Coca-Cola są zbyt twarde. Bierzemy więc butelkę po mineralnej i wycinamy z niej prostokątny arkusz tworzywa. Następnie tniemy go na paski o szerokości draski z pudełka zapałek. Długość paska trzeba dostosować do długości granatu - po złożeniu powinien wystawać z granatu na ok. 1. cm. W przypadku standardowych rolek z papieru toaletowego - pasek ma długość 12 cm.
środa, 14 lipca 2010
Motorola Milestone - dwa miesiące później
Dwa miesiące temu posiadłem Motorolę Milestone w sieci Play. Jako miłośnik Androida z klawiaturą fizyczną - nie miałem większego wyboru;-) Teraz, po dwóch miesiącach używania Androida w wersji 2.1 - chcę nieco uzupełnić swój poprzedni tekst.
Zacznę od klawiatury telefonu. Motorola ma fizyczną, wysuwaną klawiaturę - którą to negatywnie oceniłem poprzednim razem. Zdanie podtrzymuję - fizyczna klawiatura w Milestone to bubel. Największym błędem jest brak osobnej linii numerycznej. Dałoby się to przeżyć, gdyby dłuższe przytrzymanie klawisza pozwalało uzyskać cyfrę. Niestety tak nie jest. Ponadto nie mogę się przyzwyczaić do nieco udziwnionego układu klawiszy. Zdecydowanie to co pokazało HTC w G1 było idealnym rozwiązaniem klawiatury sprzętowej w smartfonie. Wyciąć, oprawić w ramki i na ścianę jako wzór! Obecnie częściej używam klawiatury ekranowej niż fizycznej, a tego właśnie chciałem uniknąć. Pozostaje więc w tej kwestii przemęczyć się i poczekać co lepszego zaproponuje inny producent. Póki co Motorola wypuszcza Milestone II gdzie usunięto złoty dynks nawigacyjny i jego kosztem powiększono klawisze. Jednak nadal nie dodano linii numerycznej.
Kiszenie ogóra dla opornych...
Upały są. I jeszcze chwile będą. Na gorąco najlepszy jest browarek i/lub klima w serwerowni. Jest jeszcze jedna, tajna broń - kiszony ogórek. Powszechnie używany przez chłopstwo pańszczyźniane wieki temu w upalne dni. Mówię o ogórku ukiszonym, skiśniętym, czyli zepsutym;-) Nie o nędznej podróbce, czyli ogórku konserwowym, po czesku - "sterylizovany uhorek".
Aby pozyskać kiszonego ogóreczka - najprościej skoczyć do warzywniaka i kupić. Potem ładujemy go do lodówki i kiedy nam gorąco - pożeramy łapczywie. Przepis jak widać prosty, ale ma wadę - tracimy cudowny napój jakim jest woda z ogórków. Metoda druga zakłada więc pozyskanie słoika ogórków. Tutaj w grę wchodzi plądrowanie piwniczki mamy/babci/teściowej/sąsiadki celem pozyskania zielonej pychotki. Kiedy jednak nie mamy takich możliwości - uderzamy do metody trzeciej - SAMODZIELNE KISZENIE OGÓRA!
Sprawa jest prosta i nieskomplikowana. Aż sam nie wierzę że tyle lat bałem się zakisić. Poniżej zatem receptura - specjalnie dla pracowników działu IT;-)
czwartek, 24 czerwca 2010
Libeskind po raz kolejny
Ha - nie chciało mi się pisać ostatnio niczego, ale mam newsa o którym napisać trzeba. Otóż NSA dzisiaj wydał wyrok - nie będzie dalszej budowy wieżowca ORCO przy ul. Złotej 44. Amen. W centrum miasta pozostanie nam cudnej urody szkielecik w 1/3 planowanej wysokości.
Martwi mnie tylko to że krakusy zaraz zaczną się nabijać z Warszawy że wszystko musimy z nich zrzynać. Bo oni swojego szkieletorka hodują już ze 30 lat. Nie zaprzeczam że krakowski jest ładniejszy od warszawskiego, ale do cholery, stolica ma prawo mieć własnego! I żaden krakus nam tego prawa nie odbierze! No i nasz stoi w ścisłym centrum!
Szkieletor w Krakowie
Sprawa wieżowca Daniela Libeskinda jest znacznie bardziej pokręcona niż mi się pierwotnie wydawało, kiedy pisałem poprzednią notkę o tym obiekcie. Miasto kilka lat temu wydało zgodę na budowę tego "arcydzieła", okraszonego nazwiskiem wybitnego architekta. Firma deweloperska dostała orgazmu i urządziła olbrzymią akcję promocyjną i handlową - sprzedawano bowiem polskim obyczajem marzenia i dziurę w ziemi;-) Jak widać bogaci też się na to nabierają bo sprzedano ok. 90 mieszkań (czyt. luksusowych w pytkę apartamentów).
Subskrybuj:
Posty (Atom)