Poszukaj w Google...

czwartek, 24 września 2009

Polskie Ghost Town - umiera...

Niestety nie ma już polskiego Ghost Town. Rzecz w USA dość popularna i znana, w Polsce niestety unikalna. Na początku lat 90-tych XXw. Rosjanie opuścili wiele baz na terytorium Polski. Pozostawili całe miasteczka, zazwyczaj były to dzielnice większych miast - jak na przykład Legnica. Czasem jednak małe pipidówki - Borne-Sulinowo, czy właśnie Kłomino.


Nieszczęsne resztki miasta

 To ostatnie miasto (miasteczko) jest bohaterem dzisiejszej notki. Mieści się (właściwie to mieściło) kilkanaście kilometrów od Bornego. Rosjanie zostawili je w 1992 roku na pastwę losu. Polacy nie znaleźli pomysłu na jego zagospodarowanie, mimo że leży tuż obok używanego do tej pory poligonu w Nadarzycach. Miasteczko zostało więc rozszabrowane niemal do zera - wszystkie metalowe elementy wycięto i wyrwano ze ścian. Tylko jeden blok mieszkalny ma niemal komplet szyb w oknach - ale jest na nim wyraźny napis iż to własność prywatna i do tego pilnowana.


Burzenie w toku 

Kłomino powstało w latach 30-tych XXw jako niemieckie miasteczko. Zabudowano je typową dla tamtych czasów  architekturą koszarową. Standardowe pudełka z czterospadowym dachem, przypominające nieco śląskie familoki. Stacjonowały tam oddziały niemieckiej Służby Pracy. Od 1939 roku zorganizowano w Kłominie obóz jeniecki, w którym przetrzymywano niemal 10 tys. polskich żołnierzy i cywilów. W 1940 roku utworzono na terenie Kłomina regularny Oflag (obóz jeniecki dla oficerów). Po 1945 historia zachichotała - czyli Rosjanie urządzili obóz dla jeńców niemieckich. Rosjanie też wybudowali całą infrastrukturę typowo miejską - budynki mieszkalne, koszarowce, świetlice, sklepy, itp. To było ich miasto.


Klatka schodowa rosyjskiego koszarowca 

Nadeszły lata kapitalizmu - jak wspomniałem na początku Kłomino podupadło i właściwie zniknęło. Dojazd na miejsce to niezłe wyzwanie - gdyby nie G1 z Google Maps to miałbym spore problemy. Technika komputerowa to coś cudownego;-) Do miasteczka prowadzi przepiękna droga z granitowej kostki. Idealnie równa. Widać że ułożyły ją ręce doskonałych, precyzyjnych, niemieckich brukarzy i aż dziw że ząb czasu nie nadgryzł. Jest gładka jak stół. Szok po prostu. Przy samym Kłominie niestety kostka ma kilka wyraźnych uszkodzeń, a potem zalana jest popękanym asfaltem.


Wypatroszone wnętrze koszarowca 

A co u celu? Właściwie już nic. Jeśli ktoś planował wyprawę - radzę odpuścić. Kłomina już nie ma. Na koniec września 2009 zostały 4 bloki mieszkalne i jeden poniemiecki koszarowiec. Resztę już zburzono. Tylko przy blokach mieszkalnych daje się odczuć magię opuszczonego miasta. Kompletnie zarośnięte alejki, wejścia do klatek zasypane ziemią, zarwane schody, wyrwane wszystko co nadawało się do sprzedania. Mieszkania kompletnie puste i zdewastowane. A mimo to ktoś tam całkiem niedawno mieszkał. Ludzie żyli, kochali się, żenili, wychowywali dzieci, umierali. Dziś pustka i wiatr wiejący jak zawsze. Niesamowite uczucie...


Ja, przed blokiem mieszkalnym 

Trochę liczyłem na coś w stylu ukraińskiej Prypeci, porzuconej po katastrofie czernobylskiej, ale Kłomino to dużo mniejszy kaliber. Chyba muszę skoczyć na Ukrainę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz